— Nie zgodziłeś się jednak na morderstwo. Jak ta przyjęto?
— Zwiedli mnie; udali, że mój upór przyjmują obojętnie, a potem wezwali mnie, abym z fakirem i kuglarzem poszedł do grobu marabuta.
— Abd el Barak z wami nie poszedł?
— Nie. Musiał odjechać.
— Dokąd?
— Tego nie mogłem się dowiedzieć. Słyszałem tylko kilka tajemnych słów, z których wnoszę, że zamierza któregoś z handlarzy niewolników ostrzec przed reisem effendiną.
— Więc sądzisz, że go już niema w Siut?
— Stanowczo nie twierdzę, lecz nie zdaje mi się, aby tu jeszcze przebywał.
— Hm! Wmówiono w ciebie, że tu jest grobowiec marabuta?
— Tak. Dlaczegóż miałbym nie wierzyć? Fakir, który mi to powiedział, jest przecież człowiekiem świętym.
— Tak, tak, świętym, który kłamie i morduje. Zbyt jesteś łatwowierny
Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.
85