Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

— Żeby czegoś podobnego dokonać, trzebaby pracować całe tygodnie, a tymczasem z głodu pomrzemy.
— Co do mnie, wcale się jeszcze na drugi świat nie wybieram, przeciwnie, mam przekonanie, że wkrótce zobaczymy światło dzienne.
— O, effendi, żeby to była prawda! — lamentował Selim. — Nerwy moje stargane, nadzieja już umarła. Musimy tu zginąć. Czemu Allah właśnie mnie taki kismet przepisał?
— Dlaczego jęczysz? — spytał Ben Nil. — Nazwałeś się przedtem największym bohaterem swojego szczepu. Jeśli nim jesteś istotnie, to szczep ten składa się chyba z samych kobiet.
— Nie obrażaj mnie! Przyznałeś sam przecież, że jak wół ryczałeś ze strachu.
— Tak, ale wtedy byłem sam, a teraz jest nas trzech.
Selim zawrzał gniewem i chciał mu coś odpowiedzieć, kazałem mu jednak milczeć, gdyż zacząłem badać mury, pukając w ściany, ażeby odkryć, czy niema poza niemi jakiego pustego miejsca. Po-

89