Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

wyciągaliśmy grubasa. Moje obliczenie, a raczej domysł nie był fałszywy.
Zacząłem pełnemi piersiami wciągać w siebie powietrze, kiedy przecisnął się do mnie Selim i zawołał z triumfem:
Allah il Allah! Chwała niebu i wszystkim świętym kalifom...
— Milcz już i daj spokój kalifom, ośle! — huknąłem nań stłumionym głosem. — Czy chcesz nas zdradzić?
— Zdradzić? — spytał z tak głupią miną, jakiej dotychczas nie widziałem.
— Pewnie, że zdradzić!
— Przed kim?
— Przed tymi, którzy nas tu zamknęli.
— Ależ oni właśnie powinni się dowiedzieć, że jesteśmy wolni.
— Byle tylko nie dowiedzieli się przedwcześnie. Jeżeli jeszcze są tutaj, może się nam uda ich schwytać, jeśli jednak usłyszą twoje głupie wołania, uciekną, i potem będziemy ich szukali, jak wiatru na pustyni.
— Masz słuszność, effendi. Schwytamy ich, ja to uczynię, i już się więcej

94