Strona:Karol May - Podziemia egipskie.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

chwilę wydostaniemy się na powierzchnię ziemi.
Młodzieniec, słysząc te słowa, padł na kolana i odmówił głośno modlitwę dziękczynną. Potem wyciągnął do mnie dłonie i powiedział:
— Panie, tej chwili nie zapomnę ci nigdy. Jeśli znajdę sposobność, aby ci się odwdzięczyć, a nie uczynię tego, niech się mnie Allah wyprze i niech mnie do niebios nie wpuści. Gdzie twój towarzysz Selim?
— Stoi już w świetle dziennem.
— Wiesz effendi, Selim się bał jak stara baba, i nie mógł tu dłużej wytrzymać. Czy mam iść z tobą?
— Oczywiście! Przyszedłem po ciebie. Pytanie tylko, czy ci sił starczy. Kurytarz dosyć długi, a taki wąski i niski, że nie będę ci mógł pomagać.
— Mnie już nie potrzeba pomocy. Daktyle i kebab posiliły mnie, a pewność ocalenia podwoi moje siły. Idź naprzód, ja pójdę za tobą!
Okazało się, że dobra wieść rzeczywiście przywróciła siły Ben Nilowi.

96