Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/103

Ta strona została przepisana.

w pierś khabira, a w następnej chwili przeciął gardło szechowi-el-dżemali.
— Hamdulillah, dzięki Bogu, który sądzi sprawiedliwie na niebie i na ziemi — tryumfował. — Zemsta moja pożerać będzie morderców, dopóki gum nie zamieszka w dżehennie!
Nie mogłem się z nim sprzeczać, chociaż obaj zabici byliby mi się bardzo przydali. Na karę, która ich tak rychło dosięgła, zasłużyli wprawdzie, jeśli się uwzględniło ofiary, które wydali pod nóż Hedżan-beja.
— Czy nie wiesz, Abu billa Beni, że prorok mówi: „niechaj twój czyn będzie szybki, lecz myśl twoja przedtem powolna“. Ci zdrajcy byli nam potrzebni, by pochwycić gum. Teraz milczą ich usta, a noga ich nie zawiedzie nas do rozbójników.
Tymczasem wszystko, co zabici mieli na sobie, znalazło się w rękach Arabów. Uelad Sliman wiózł jeszcze z sobą dość znaczny zapas wody i żywności. Kazałem wszystko rozdzielić, a biszarin hedżiny poległych zabrałem sobie jako zdobycz.
Kaffilahowie naradzali się przez czas jakiś pocichu, poczem jeden z nich przystąpił do mnie.
— Bądź nam khabirem, sidi! Ty masz ducha, który zaprowadzi nas do Safileh.
— Czy chcecie być posłuszni temu duchowi?
— Tak. Powiedz nam jego rozkazy!
— Nie dojdziecie do Safileh, jeśli gum zostawicie za sobą; ona was doścignie i zniszczy. Jeśli jednak jesteście waleczni Uelad Arab, to pozabijamy rozbójników, a pielgrzym będzie mógł potem spokojnie iść przez pustynię.
— Jesteśmy waleczni i nie znamy obawy, lecz gum ma więcej ludzi od nas i zwycięży nas łatwo.
Musiałem im dodać odwagi.
— Mój duch mi mówi, że nas nie pokona. Jestem bratem Behluwan-beja, który czeka na mnie w Bab-el-Ghud. On powali rozbójników, jak zeschłą pszenicę. Popatrzcie: te dwa rewolwery, o których nie słyszeliście