Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/121

Ta strona została przepisana.

sam jesteś prawdziwą cibib, a gum cię pożre, nie pozostawiając z ciebie nic prócz wielkiej gęby, której nie przełknęłoby dziesięć tysięcy mężów. Zobaczę, gdzie będziesz siedział, gdy zacznie się strzelanina.
— Milcz! — wybuchnął zelżony. — Jam jest Kubaszi en Nurab, a ty tylko Jussef Koh-er-darb, zaś ojciec twój nazywał się tak samo jak ty. Czy wiesz, co to jest hadżi, pielgrzym, który był w Mekce? Byłem dwa razy w Mekce, mieście proroka, a raz w Medynie, chwałą okrytej; modliłem się w Dżiddzie, gdzie pochowana Ewa matka rodu ludzkiego, długa na pięćset stóp, a na dwadzieścia szeroka. A ty co uczyniłeś, gdzie byłeś, na jakiem, Bogu miłem, miejscu? Jesteś Frankiem, który jada świńskie mięso i musi udawać się do kraju wiernych, jeśli chce zobaczyć ziemię proroka. Powinieneś był raczej zostać w Koh-el-brun, a teraz zamknij usta i zamilknij!
— Maszallah, do tysiąca dyabłów, a to zły, że nie może jeść wędliny. Zato pije ma-el-cat, czyli sok żabi i jaszczurczy, i rozpycha się jak hipopotam. W Mekce i Medynie nie byłem, to prawda, ale skoro ci się zdaje dlatego, że jesteś lepszy odemnie, chrześcijanina, to tak ci dam po gębie, że zrobi się trzy razy dłuższa i szersza od twojej pięćsetkrotnej matki rodu ludzkiego w Dżiddzie!
Mężny Kubaszi wolał się teraz nie odzywać.
Po krótkiej wymianie zdań postanowiliśmy z Emerym wziąć zbójów w dwa ognie. W tym celu rozdzieliliśmy się w ten sposób, że on, aby obecnością swą utrzymać ducha w członkach karawany, został przy niej, ja zaś z jego towarzyszami, z Tebu i Józefem, a więc w pięciu, wyszedłem między ławice, by tam zaczekać na gum i uderzyć na nią z tyłu,
Strzały nasze widocznie dobrze zastraszyły Hedżanbeja, gdyż upłynęło sporo czasu, zanim zauważyliśmy pierwszy odgłos zbliżających się zbójców.
Dwu z nich szło przodem na zwiady, a reszta w pewnem oddaleniu za nimi. Przemknęli obok nas,