Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/123

Ta strona została przepisana.

okrzyk, a Tebu w swojej milczącej zawziętości rzucił się na rannych, by na nich zemstę wywrzeć.
— Maszallah do tysiąca dyabłów, a to była potyczka! — zrzędził Korndorfer. — Oni mają być zbójcami? Na zdrowie! To nicponie, którym należałoby podeszwy oćwiczyć! Człowiek cieszył się nadzieją po rządnej bijatyki, a teraz stoi, oblizuje się jak kot, któremu ptaszek się wymknął. Ale, gdy spotkam gum jeszcze raz, nie wezmę strzelby, lecz będę odrazu walił pięściami!
Wtem odchyliła się zasłona mego namiotu a stamtąd wysunęła się głowa, rozglądając się ostrożnie dokoła i badając, jak rzeczy stoją. Potem ukazał się za nią długi korpus, który szybkim skokiem wpadł pomiędzy Arabów, wykrzykując jeszcze z radości. Był to Hassan, który ukrył się był za zbliżeniem się nieprzyjaciół.
— Hamdulillah, dzięki Bogu, który nam dał moc przeciwko naszym nieprzyjaciołom! — ryczał głośniej od wszystkich. — Przyjęliśmy ich, jak bohaterowie; oni zaś drapnęli, jak tchórze. Przeraziły ich nasze oczy, a nogi ich uciekły przed naszem męstwem. Zobaczyli Hassana el Kebihr i przelękli się, ujrzeli Dżezzar-beja, dusiciela ludzi, i zdjęło ich przerażenie, spostrzegli Hassana el Kebihr i zawyli ze strachu. Jego kula weszła im w serce, a nóż jego poprzecinał ich gardła. Teraz leżą martwi na ziemi. Cześć i chwała Allahowi, dzięki i sława niechaj zabrzmi dla Hassana el Kubaszi z ferkah en Nurab!
— Czy będziesz cicho, ty tchórzu z ferkach mazgajów! — odparł rozzłoszczony Józef. — Kto dotąd siedział w namiocie? Widziałem dobrze, jak tam wlazłeś, ty beju strachu, ty dusicielu ma-el-cat!

— Co to za żaba skrzeczy? — spytał dumnie Kubaszi. — Czy to Frank, który to uważa za prawdę, co mówi el kitab el mukaddas[1]? Ja jestem muzułmanin, który modli się wedle koranu. Czyż nie wiesz, że Adama

  1. Pismo święte.