Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/13

Ta strona została przepisana.

z Afryki zwiedził tylko Kapstadt na południu, a na północy „Gharb“, jak Arabowie nazywają wybrzeże od Marokka do Tripoli’s. Oczywiście pragnął poznać także wnętrze tej części ziemi, t. j. Saharę i Sudan, a potem chciał przez Dar-for i Kordofan powrócić Nilem do cywilizacyi. W Algierze mieszkał jego krewny, u którego dawniej był przez dłuższy czas, aby się nauczyć po arabsku. Był to jego wuj ze strony matki, Francuz, szef domu handlowego, utrzymującego zyskowne stosunki z Sudanem. Nazywał się mr. Latréaumont i u niego właśnie mieliśmy się spotkać.
Co się mnie tyczy, to jeszcze za szkolnych czasów zajmowałem się ze szczególnem upodobaniem arabskim językiem, a potem starałem się niezbyt wielkie wyniki pracy w tym zakresie uzupełnić podczas pobytu w Egipcie. Przebywając razem na preryi, mieliśmy doskonałą sposobność do dalszego ćwiczenia się w tym języku, dlatego odpłynąłem parowcem „Vulkan“, należącym do messagerie impériale, z Marsylii z tem spokojnem przekonaniem, że nie będzie mi trudno porozumieć się z dziećmi Sahary w ich ojczystym języku.
Afryka była dla nas, jak zresztą i dla wszystkich, krajem wielkich, nierozwiązanych zagadek, które mogły wzbudzić naszą ciekawość, ale i narazić na wiele niebezpieczeństw. Szczególnie ogarnął nas niezwykły zapał na myśl, że jak zabijaliśmy jaguara, szarego niedźwiedzia i bawołu, tak będziemy mogli spróbować naszych rusznic na czarnej panterze i lwie. Emery Bothwell słuchał jakby z zazdrością opowiadań o odważnym myśliwym, Girardzie, który wsławił się polowaniami na lwy, i postanowił także zdobyć kilka grzywiastych skór.
Od czasu naszego rozstania upłynął był już cały rok, ale Emery Bothwell wiedział, kiedy mniej więcej przyjadę, a ponieważ mógł łatwo przypuścić, że przybędę na parowcu francuskim, przeto doznałem pewnego rozczarowania, gdy, wysiadając z okrętu, nie dojrzałem go w pstrym tłumie ludzi, czekających na brzegu lub śpieszących w łodziach na przyjęcie znajomych.