Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/14

Ta strona została przepisana.

Miasto Algier, położone na zachodniej stronie zatoki, ciągnącej się w kształcie półksiężyca, zwrócone ku statkowi całym frontem, przedstawiało się oczom widza jakby zaczarowane. Biała jak kreda, pnąca się po zielonem zboczu gór, masa domów bez dachów i okien patrzała sztywnie na przystań i wyglądała niemal jak skała wapienna, olbrzymia grupa gipsowa lub lodowiec w oświetleniu słonecznem. Wysoko na szczycie góry widniały baszty cesarskiej warowni, a u jej stóp rozciągały się oprócz fortecy Mersa Edduben rozmaite obwarowania.
Po wybrzeżu snuły się grupy postaci w białych burnusach, murzyni i murzynki w pstrych kostyumach, kobiety ubrane od stóp do głów w białe, wełniane szale, Maurowie i Żydzi w strojach tureckich, mieszańcy wszystkich barw, panowie i panie w europejskich strojach, oraz wojsko francuskie wszystkich stopni i rodzajów broni.
Kazałem rzeczy swoje odnieść do hotelu de Paris, położonego przy ulicy Bab-el-Qued, a posiliwszy się tam wedle potrzeby, udałem się na ulicę Bab-Azoun, przy której znajdowało się mieszkanie mr. Latréaumonta.
Oddałem moją kartę wizytową, a w drzwiach ukazał się natychmiast sam szef.
Bienvenu, bienvenu monseigneur, ale nie tu, nie tutaj! Proszę, chodź pan ze mną, muszę bowiem przedstawić pana mej pani i córce. Oddawna już czekaliśmy z bólem na pana!
To niespodziewane przyjęcie zaskoczyło mnie trochę. Czekano z bólem na mnie, nieznajomego? Z jakiego powodu?
Latréaumont, mały, bardzo ruchliwy człowiek, wydostał się na szczyt szerokich, marmurowych schodów, zanim ja zdołałem przebyć połowę. Dom ten był niegdyś pałacem bogatego muzułmanina, a połączenie arabskiej architektury z francuskiem urządzeniem wywierało osobliwe wrażenie. Przez wspaniały salon zaprowadzono mnie do pokoju rodzinnego. To wyszczegól-