Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/149

Ta strona została przepisana.

przez Wester-Scheldde na Morze Północne i ku Kanałowi.
Turnerstick chwalił swego „cursera“ zupełnie słusznie. Barka bowiem zbudowana była w stosunku 1:8 i posiadała linie, które musiały budzić podziw każdego znawcy. Budowa statku świadczyła o niepośledniej umiejętności architekty, zaopatrzenie zaś i urządzenie było przy całej swej celowości tak zgrabne, że kapitan mógł być dumnym z tego, że sam to stworzył. Przy nieustannie pomyślnym wietrze płynęliśmy nadzwyczaj szybko i przybiliśmy o całe dwa dni wcześniej, aniżeli zapowiedział Turnerstick, do portu de la Joliette w Marsylii.
Kiedy kapitan załatwiał swe powinności, ja chodziłem po mieście, by obejrzeć, co w niem było godnego widzenia, a więc nową wspaniałą katedrę, kościół gotycki św. Michała, Hotel-Dieu, a przedewszystkiem bogatą bibliotekę, znajdującą się we wspaniałym gmachu „Ecole des beaux arts“. Gdy Turnerstick znalazł trochę wolnego czasu, poszliśmy razem na to miejsce, które go najbardziej zajmowało, a mianowicie do ogrodu zoologicznego, położonego za najwspanialszym gmachem Marsylii, chateau d’eau lub Palais de Longchamp.
Przeszliśmy go wzdłuż i wszerz, a przypatrzywszy się wszystkim oddziałom, zmęczeni do cna, zaczęliśmy rozglądać się, gdzieby można wypocząć. Wnet znaleźliśmy ławkę pod platanem, który rósł na wązkim języku gęstego, podługowatego gaiku. Po drugiej jego stronie wznosił się nad gałęziami nizkich zarośli krzyż drewniany z wizerunkiem Zbawiciela. Napis na przytwierdzonej do krzyża tabliczce objaśniał, że na tem miejscu rozdarła dozorcę pantera, której udało się wymknąć z klatki. Z tem łączyła się prośba o modlitwę za nieszczęśliwego. Odkrywszy głowy, zmówiliśmy modlitwę i usiedliśmy na ławce po drugiej stronie krzaków.
Ponieważ nie była to niedziela, lecz dzień powszedni, przeto w ogrodzie mało stosunkowo znajdowało się ludzi i rzadko kiedy przechodził kto obok tego od-