Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/174

Ta strona została przepisana.

hotelu „d’Orient“ lub „de France“, gdzie wprawdzie rzadko kiedy dostać można dobre jadło i czystą pościel, ale za to o każdej porze chętnie wyjaśnią, co znaczy na wschodzie słow o: bakszysz, napiwek.
O mieście samem mało da się powiedzieć. Jest podobne do innych wschodnich miast i nie posiada żadnych osobnych zalet. Muzułmanin oczywiście żywi o niem tak wygórowane mniemanie, że nazywa je miastem szczęśliwości. Europejczyk godzi się na to określenie, gdy ze wzgórka oliwnego, zwanego Belvedere, widzi przed sobą w świetle zachodzącego słońca smukłe minarety i płaskie dachy, na których bieli igrają barwy złociste. Ale gdy tylko wejdzie do środka miasta, zmieni to zapatrywanie na pewno. Ulice krzywe i ciasne, a wszędzie gruz, rumowiska i cuchnący brud. Szeregi domów schodzą się często tak blizko, że jednym krokiem można z dachu po jednej stronie ulicy przejść na dach po drugiej. Walących się budynków nikt nie naprawia. Rozpadają się one powoli, a tymczasem ludzie stawiają nowe domy obok, ponieważ miejsca nie brak. Tak sąsiadują z sobą ruiny, dobrze utrzymane domy, naprędce rozpięte namioty, świadcząc o historyi rozwoju miasta od najdawniejszych czasów do najnowszych. Cesarz Karol V. kazał po zwycięstwie pod Keleah zbudować więzienie, do którego mieszkańcy musieli wyłamywać bloki z kartagińskiego wodociągu, a z marmurów Kartaginy wypalać wapno. Ten zamek leży już także w gruzach. Jedynym godnym wzmianki budynkiem jest pałac beja na placu Kasbah, którego jednak bardzo rzadko się używa.
Dawniej oddzielali się od siebie mieszkańcy ściśle wedle ras i wiary. Dziś już tak nie jest, mim oto zajmują dolną część miasta i przedmieścia przeważnie chrześcijanie i żydzi, górną zamieszkują t. zw. Kulugli, potomkowie Turków, a środkową Maurowie, przeważa nie potomkowie wypędzonych z Hiszpanii Morisków. Wspomnieć jeszcze wypada, że wieczorem, gdy zmrok nastanie, każdy jest obowiązany nosić z sobą latarnię.