Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/175

Ta strona została przepisana.

Bej mieszka w swym zamku Bardo, położonym o godzinę drogi od miasta w kierunku zachodnim. By się tam dostać, trzeba minąć łuk wspaniałego akwaduktu, który niegdyś zaopatrywał w wodę Kartaginę. To Bardo jest grupą różnych budynków, w których nietylko bej rezyduje, lecz mieszka także wielu jego dostojników, urzędników i służby.
Do ruin Kartaginy prowadzi droga przez pole bitwy pod Zamą, gdzie Scipio Africanus pobił Hannibala. Największa część ruin pochodzi z czasów późniejszych, a za prawdziwe szczątki dawnej Kartaginy można uważać chyba tylko ów wodociąg, złożony z ośmnastu ogromnych cystern.
Z temi godnemi widzenia osobliwościami załatwia się obcy bardzo rychło. Ja zająłem się teraźniejszością; życie i prace obecnej ludności zaprzątały mnie bardziej, aniżeli zakazane tu szukanie i grzebanie starożytności. To też rozstałem się z Turnerstickiem, który tu miał bardzo wiele do czynienia, i zamieszkałem w śródmieściu u golarza, którego dom składał się z dwu wytwornych salonów, przedzielonych zasłoną, na całą szerokość i wysokość budynku. Pałac ten miał ośm kroków długości, a sześć szerokości, dach był ze słomy, a ściany z gliny i słomy. Celem uniknięcia wydatku na drzwi wypuszczono całą jedną ścianę. Zasłona zrobiona była bardzo sprytnie z kawałków papieru rozmaitego gatunku, wielkości i barwy. Podłogę tworzyła poczciwa matka ziemia. Siedziałem tu na kanapie, to jest na moim worku podróżnym, jedynym sprzęcie w tym domu i zaglądałem przez otwory w zasłonie do drugiego salonu, gdzie golarz oddawał się swoim zajęciom, jednak nie sam, lecz ze swoirm haremem. Była to siedmdziesięcioletnia może meduza, której głównem zajęciem było, jak się zdaje, pieczenie cebuli. Salon nie był ani na chwilę próżny. Mój gospodarz miał widocznie liczną klientelę, ale nie zauważyłem, żeby ktokolwiek płacił. Patrzeć na niego, gdy wykonywał swoje rzemiosło, było prawdziwą rozkoszą. Szczególnie wzruszyła mnie dokładność, z jaką gromadził