się bronić. Trzej służący wcale nie mieli strzelb, a rusznica kata leżała daleko na boku.
Położyłem się teraz na lewym boku, aby się przekonać, czy potrafię dobrze wymierzyć. Było to rzeczą trudną, ponieważ m rok tu panował, a musiałem bezwarunkowo posłać kulę w samo oko.
Wtem wpadła do środka hyena, rzuciła się niemal przez panterę i wyleciała napowrót. Rozgniewane tem zwierzę, ryknęło tak, że prawie ściany zadrżały. Tego było już za wiele dla nerwów Kalady. Rozłożyła mimowoli ręce, aby sobie oczy zasłonić, a dziecko stoczyło jej się z kolan w stronę pantery. W tej chwili zabrzmiało kilka okrzyków, a między nimi był i mój.
Scena, która teraz nastąpiła, nie da się opisać. Na szczęście chłopak zemdlał z przerażenia.
— Allah, o Allah, ratuj, ratuj! — jęknął ojciec, co nie przeszkadzało widocznie panterze.
Matka zakryła sobie oczy rękoma, a ojciec siedział blady jak trup w swej okropnej bezsilności.
— O Allah, Allah, dopomóż! O Mahomecie, ty jasny, ześlij ocalenie! O święci kalifowie, pocieszcie mnie! — jęczał ciągle.
Służący zachowywali się całkiem cicho. Im szło o własne życie.
Naraz spróbowała Kalada, czy zwierzę pozwoli odebrać sobie dziecko. Nie podnosząc się, wyciągnęła po nie rękę, lecz panteta mruknęła i pociągnęła przednią łapą dziecko bliżej do siebie. Uważała je już widocznie za swoją własność. To wzmogło w najwyższym stopniu przerażenie rodziców.
— O Mahomecie, proroku proroków, ratuj, zmiłuj się! — wołał kat.
— Jezusie, Zbawicielu świata, zmiłuj się! — modliła się matka. — Święta Matko Zbawiciela, módl się za moje dziecko!
— O Mahomecie, Mahomecie! — powtarzał oj ciec. — O Abu Bekrze, o Ali, wielcy kalifowie! O Mahomecie, ratuj, jeśli to w twej mocy!
Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/191
Ta strona została przepisana.