— Well! Czy będzie wobec tego jaka przygoda?
— Poczekajmy trochę.
— Ja chcę mieć przygodę, sir, rozumiecie? Z wami przeżywa się nieco inne rzeczy, aniżeli z tym kolonelem gwardyi przybocznej, z którym nawet mówić niepodobna. Ja nie odejdę już od was.
— Chętnie was widzę.
— Jaką rutę obraliście sobie?
— Chcę udać się przez Kef na równinę słynnych Uelad Ayar, a stamtąd przez góry Melbili i Margeli do wielkich duarów Feriany, a potem przez Gaffa, Seddada,, Tozer i Nefta nad szot Dżerid. Na tym szocie omal życia nie utraciłem przed laty, pragnę teraz przypatrzyć się temu miejscu.
— Zounds! Przygoda? Opowiedzcie ją!
— Niema na to czasu. Patrzcie! Już nas zauważono i wychodzą naprzeciw.
Pomiędzy namiotami pasło się wiele owiec, koni i wielbłądów, przed każdem zaś z białych mieszkań letnich wbita była w ziemię włócznia, a do niej przywiązany wierzchowiec właściciela. Na nasz widok wyjęto włócznie z ziemi, około ośmdziesięciu wojowników dosiadło koni i utworzyło oddział, który ruszył pędem naprzeciw nas. Ludzie ci wydali głośny, wyzywający okrzyk, wymachiwali włóczniami i zaczęli strzelać do nas z długich flint. Sir Dawid Percy sięgnął pa rusznicę i rozluźnił pistolety za pasem.
— Thunder storm! Oni zachowują się wrogo. Nareszcie raz będzie walka, przygoda!
— Nie cieszcie się zbyt wcześnie! Widzą przecież, że nas tylko siedm osób, które nie mogą żywić względem nich wrogich zamiarów. Przyjmą nas arabskim zwyczajem wojenną „fantazyą“, lecz o jakiejś walce nie ma mowy.
— Dull, extremely dull, to głupie, nadzwyczajnie głupie! — mruknął.
Zwróciłem się do Krüger-beja:
Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/211
Ta strona została przepisana.