ozdobo dziewcząt! — rzekł do Mochailah, którą ten wypadek przestraszył.
Ona spojrzała pytająco na ojca. Dokoła odezwał się lekki pomruk, szejk jednak nie zważał na to i rozkazał córce:
— Daj mu wody, lecz ani chleba, ani soli! Starszyzna osądzi, co się z nim stanie.
Dziewczyna zniknęła wewnątrz namiotu dla kobiet, a zaraz potem wyszła z czarką wody, którą podała Krumirowi.
— Weź i pij, wrogu mojego szczepu! — rzekła.
— Piję! — odpowiedział dumnie. — Oby moi nieprzyjaciele zniknęli, jako krople tej wody, a napój ten niechaj będzie ma el furkan[1] dla Saadisa el Chabir, syna Beni Dedmaka!
— Allah jenahrl el Dedmaka, Allah niech potępi Dedmaka! — odezwał się jakiś głos, pełen gniewu.
Słowa te wymówił mój służący Achmed es Sallah. Szejk zmarszczył groźnie czoło i odpowiedział:
— Allah iharkilik, oby Bóg spalił ciebie, ciebie i twój język! Czyż nie widziałeś, że ten człowiek wypił nuktha al karam[2] z córką twojego szczepu? Ale ja wiem, że udałeś się na obczyznę, aby zapomnieć o zwyczajach i prawach twojego narodu, a teraz nie wiesz już o tem, że Beduin powinien słuchać, kiedy mul el duar[3] głos swój podniesie. Przekleństwo proroka spotyka człowieka, który hańbi swojego gościa, a ja powiadam wam, że zabiję każdego, ktoby się ośmielił strącić włos z głowy tego Dedmaka, zanim dżemma[4] naradzi się, co z nim zrobić!
O biada! Z tych słów poznałem, że szejk nie jest zbyt dobrze usposobiony dla biednego Achmeda. Co mogło się stać teraz z miłością obojga młodych ludzi? Oczy Achmeda zaiskrzyły się. Słowa, wyrzucone przeciw Krumirowi, niewątpliwie podyktowała mu zazdrość.