Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/278

Ta strona została przepisana.

— Chcesz opłaty nawet na wypadek, jeślibyśmy wrócili?
— Czy sądzisz, że pozwolę wam ujść za darmo?
— Zmniejsz swe żądanie!
— Ani o jedną owcę! Co raz powiedział Hamram el Cagal, to stać się musi. A może chcesz ze mną walczyć?
Te układy zniecierpliwiły mnie wreszcie, dlatego postanowiłem je czemprędzej skrócić, nie wątpiłem bowiem, że Ali en Nurabi nie mógłby zwyciężyć tego olbrzyma. Podjechawszy więc o krok bliżej, przemówiłem:
— Chcesz z jednym z nas walczyć? Czy cię Allah wykreślił z grona żyjących, że ważysz się na takie słowa? Co znaczy twoich stu Kramemssów wobec moich walecznych Sebirów i czem ty jesteś wobec emira z kraju bohaterów?
Użyłem naumyślnie przesadnych słów synów pustyni. Walczyłem już i mocowałem się z nietakimi, jak on, i wiedziałem, że mam nad nim przewagę, starałem się więc odwrócić go od Alego, a podrażnić na siebie. Udało mi się to rzeczywiście, bo podniósł się na siodle i wypatrzył się na mnie w zdumieniu.
— Thibb el kelb — ty psi szakalu! — zawołał. — Obliż mi natychmiast rękę, żebym ci mógł przebaczyć?
— Jeśli twa ręka brudna, to sam ją sobie obliż! Masz na to dość wielki pysk. Jak śmiesz żądać ode mnie pięćdziesiąt owiec? Patrz, tam za mną stoi sześćdziesięciu wojowników, ale nawet gdybym był sam jeden, nie dostałbyś ani włoska owczego. Widać po was, że odwaga wasza mniejsza od waszych słów.
Oczy jego zaiskrzyły się, wargi zadrgały, a z piersi wyrwał mu się ochrypły okrzyk wściekłości:
— Człowiecze, czyś obłąkany? — ryknął. — Ty się nie boisz mówić czegoś podobnego Hamramowi el Cagal? Dobrze, będziesz ze mną walczył, jednak nie o żądany okup, lecz o życie!
— Jestem gotów. Ale ciebie przestrzegam! Koń mój lepszy od twego, a broń także.