po przybyciu tutaj tak zdrożony, że musiałem go sprzedać.
— Więc pojedziemy pocztą stepową stąd do Batny, a stamtąd pocztą pustynną przez Dżebel-bou-Rezal do ośmnastu oaz Sibanu, gdzie w Biskara możemy sobie kupić dobre hedżiny[1]. Bądź zatem gotów do wyruszenia o wschodzie słońca, a jeśli w drodze do Bab el Ghud przekonasz mnie o swej waleczności, nie omieszkam nazywać cię Dżezzar-bej i el Kebihr!
— Czy sądzisz może, sidi, że jestem tuszan?[2] Nie boję się ani lwa, ani smum[3]; chwytam assaleh[4] i strusia, poluję na gazelę i gnu[5], a zabijam panterę i niedźwiadka. Gdy głos mój zabrzmi, drży wszystko, a ty nie odmówisz mi należnego imienia. Sallam aalejkum, pokój z wami!
Opuścił pokój z głębokim ukłonem.
Pani Latréaumont przystąpiła do mnie znowu i ujęła mnie za rękę.
— A więc naprawdę spełni pan naszą prośbę, monseigneur, chociaż jest tak wielka i wymaga tyle odwagi? I zaraz jutro chce pan odjechać, nie zażywszy naszej gościnności?
— Madame, położenie nasze wymaga szybkiego działania. Jeśli mi państwo pozwolicie, to po powrocie skorzystam z waszej gościnności. Czy będzie mi wolno zostawić u państwa te z wartościowych moich rzeczy, których nie mogę zabrać z sobą?
— Sur, assurément, monseigneur! Poślę natychmiast na statek i wszystko, co...
— Pardon madame, zajechałem już do hotelu de Paris.
— Rzeczywiście? Wie pan, monseigneur, że to nas wysoce obraża!
Musiałem wysłuchać trochę uprzejmych wyrzutów, poczem całą sprawę oddano jednemu ze służących.