Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/305

Ta strona została przepisana.

strzeliłeś w kraju, gdzie mieszkają Kosa i Tempa[1], lecz u nas król grzmotów jest inny, aniżeli gdzieindziej. Tu musi go ugodzić wiele kul, zanim zginie, a nimr jest jeszcze gorszy. Ciało jego ma tysiąc żyć, a w duszy jego siedzi tysiąc dyabłów, paszcza jego miażdży żelazo, a pazury jego nieodparte, jak u smoka. Zostań tu i nie wychodź!
— Obiecałem i muszę słowa dotrzymać!
— To weź mnie z sobą, o sidi!
— Na nic mi się nie przydasz, a możesz tylko zaszkodzić.
— Będę więc modlił się do Allaha i do proroka, żeby oślepił oczy nimra i ojca grzywy, żeby poszły innemi drogami.
Z tem zapewnieniem odwrócił się ode mnie ze smutkiem. Gdy przechodziłem obok kobiecego namiotu, usłyszałem ciche wołanie:
— Emirze!
Wszedłszy, zastałem Dżumejlę samą.
— Panie, chcesz walczyć z sidi es salssali? — zapytała z trwogą.
— Tak.
— I z ojcem dyabła?
— Tak.
— Allah ilia Allah! Nie czyń tego!
— Czemu?
— Zginiesz!
W drgającym jej głosie wyrażała się istotnie poważna i serdeczna troska. Pochwyciwszy jej małą, brunatną rączkę, zapytałem:
— Czy obawiasz się o mnie, Dżumejlo!
— Bardzo!
Przyciągnąłem ją lekko do siebie.
— Bądź spokojna! ja się nie lękam aretha.

— Ale ja się boję. Czyż nie powiedziałeś, że jesteś mi bratem?

  1. Kafrowie.