Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/306

Ta strona została przepisana.

— Jestem twoim bratem.
— Dlaczego więc chcesz zasmucić mnie swoją śmiercią?
— Czy moja śmierć zasmuciłaby ciebie?
Dziewczyna nie odpowiedziała ani słowa, tylko główkę przytuliła do mej piersi. Równocześnie owładnęło mną jakieś szczególne, obce mi wzruszenie. Ta Beduinka młoda była jedyną duszą wśród Meszeerów, która naprawdę o mnie się troszczyła. Z wdzięczności za to podłożyłem dłoń pod jej brodę, podniosłem twarz i pocałowałem ją w ciepłe, nieopierające się usta.
— Niech cię Allah błogosławi, różo z Aiun, za te przyjazne słowa! Czy jednak nie wiesz, że przeznaczenie człowieka zapisane jest w księdze? Walczyłem już nieraz z arethem i zawsze zwyciężałem. Dziś on także ulegnie.
— Panie, usta moje są ciche, lecz dusza moja drży o ciebie. Powróć, bo Dżumejla płakałaby za tobą!
Wyszedłem. To dziewczę działało czysto wedle natchnienia serca, nie mając o tem pojęcia, że postępowanie jej możnaby nazwać „niepoprawnem“. Gdybym był Beduinem, byłaby Dżumejla mogła łatwo stać się moją Mochallah.
Gdy wstąpiłem do namiotu szejka, zastałem żonę jego zajętą przyrządzaniem wieczerzy. Tej to okoliczności miałem do zawdzięczenia, że Dżumejla była sama u siebie. Głównem daniem wieczerzy było tu także jagnię pieczone; przystawek było niewiele. Na koniec przyniosła jeszcze Dżumejla suszone winogrona i morwy, polane słodką śmietaną. Smakowało mi to głównie ze względu na ręce, które to przyrządziły. Po jedzeniu wyszliśmy znowu z namiotu i usiedli przy ognisku, roznieconem wewnątrz obozu. Panowało tu wielkie ożywienie, ponieważ Achmed es Sallah opowiadał nasze przygody. Wśród licznych objawów uszanowania zrobiono nam miejsce, potem kilku Beduinów, przebranych w stroje kobiece, wykonało dziwaczny taniec, którym usiłowali nas zabawić. Z kolei nastąpiły opowiadania