Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/31

Ta strona została przepisana.

rażającym w nienawiści i niezwyciężonym w walce. Młody niewierny jest u niego w niewoli.
Roześmiałem się.
— Niezwyciężonym w walce? Walczy więc chyba z małym szakalem i tchórzliwą hyeną? Żaden z Franków nie obawia się jego gniewu, ani jego gum. Czemu nie wypuścił dotąd pojmanego? Czy nie otrzymał już dwa razy okupu?
— Pustynia wielka, a Hedżan-bej ma wielu ludzi, potrzebujących odzieży, broni i namiotów.
— Dusiciel karawan jest kłamca i oszust. Jego serce nie zna prawdy, a język jego fałszywy ma dwa końce, jak język węża, któremu się głowę rozdeptywa. Z jakiem żądaniem przychodzisz?
— Daj nam burnusów, obuwia, broni, prochu, ostrz do włóczni i płócien na namioty!
— Już dwa razy to otrzymaliście. Nie dostaniecie ani kawałka płótna, ani ziarnka prochu!
— To jeniec umrze!
— Hedżan-bej nie wyda go nawet wtedy, jeśli dostanie, czego żąda.
— On daruje mu wolność. Dusiciel karawan będzie łaskawy, skoro okup otrzyma.
— Ile żąda?
— Tyle, ile już dostał.
— To dużo. Czy ty masz zabrać towary?
— Nie. Poślesz mu je, jak poprzednio.
— Dokąd?
— Do Bab el Ghud.
Była to ta sama miejscowość, do której kazał mi przybyć Emery! Był to przypadek, czy też może on wiedział, że rozbójnik będzie się tam znajdował?
— Czy spotkamy tam jeńca i odzyskamy go za okup?
— Tak.
— Czy mówisz prawdę?
— Niekłam ię!