Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/324

Ta strona została przepisana.

W ten sposób nie potrzebuje lew tak daleko wlec swej zdobyczy. Tu odbywa się wspólna uczta, poczem rodzina wraca syta do legowiska. Kości i odpadki mięsa, jeśli zostaną, dostaje szakal, hyena albo sęp. Jedźmy dalej!
Dalsze ślady prowadziły ku ciemnemu pasowi, który, gdyśmy się doń więcej zbliżyli, okazał się grupą rzadkich i zmarniałych zarośli fig i tamarynd. Meszeerowie chcieli w nie wtargnąć, lecz ja nie dopuściłem do tego, wołając:
— Stać! Nie wiemy, co się znajduje w zaroślach. Zaczekajcie, dopóki nie wrócę!
Objechałem krzaki z Anglikiem tak, że on udał się na prawo, a ja w lewo. Spotkawszy się za krzakami, natrafiliśmy tam na ślady lwicy i dwojga młodych. Trop był podwójny. Dawniejszy prowadził do zarośli, a świeższy z zarośli i z powrotem. Było więc jasnem, że lew ukrywał się tam jeszcze, nie mogąc z powodu rany pójść za rodziną do legowiska.
Wróciwszy do Beduinów, kazaliśmy im obstawić całe zarośla i wypuścić zabrane psy, aby lwa wypłoszyły. Psy, które dotychczas z trudem wstrzymywano, rzuciły się naprzód i wkrótce usłyszeliśmy wściekłe wycie z zarośli.
— Sir, proszę was, zostawcie go mnie! — rzekł lord Percy.
— Dobrze! — odpowiedziałem. — Ja strzelę tylko w razie koniecznej potrzeby.
Zsiedliśmy i oddaliśmy konie Achmedowi es Sallach z tem, żeby się z nimi oddalił. Ze strzelbami, gotowemi do strzału, czekaliśmy, lew jednak nie pokazywał się, polowanie więc nie postępowało naprzód.
— Czyżby już zginął? — zagadnąłem Anglika.
— Zobaczymy — odparł ten, ruszając ku zaroślom.
— Ostrożnie, sir! — zawołałem. — Sprawa niebezpieczna.
Pshaw! — odrzekł, wdzierając się pomiędzy krzaki figowe.