Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/339

Ta strona została przepisana.

dnie przed innymi szczepami. Krumir zna ten targ, przypuszczam więc, że zwróci się stąd ku Dżebel Sellum.
— Czy znasz jamara es Sikkit?
— To mój przyjaciel; zamieniliśmy z sobą krew z rąk naszych.
— To nam się przydasz. Czy masz dobre konie z sobą?
— Mam cztery konie tej samej dobroci, co bułan brata, którego zabrał mu Krumir, ale te konie zostały w Feszii.
— Potrzeba nam ich, by doścignąć Krumira. Czy pożyczysz nam ich, Omarze Altantawi?
— Pożyczyć? Ja sam pojadę z wami. Ty ocaliłeś dziecko moje, Dżumejlę. Gdzie ty jesteś, tam ja być muszę. Czy weźmiecie mnie z sobą?
— Będzie nam bardzo przyjemnie! Mohammedzie er Raman, czy masz konie tak szybkie, aby mogły dopędzić bułana?
— Mam jeszcze pięć takich zwierząt, ale bułan będzie miał nad niemi przewagę.
— Nie zapominaj o tem, że Krumir prowadzi z sobą Hamemów, nie posiadających tak dobrych koni. Połączyli się z nim napewno, musi więc zmniejszyć swój pośpiech, aby zatrzymać ich dla swego bezpieczeństwa. Posłuchajcie, co wam poradzę: Nie możemy brać zbyt wielu ludzi i do tego jeszcze na gorszych koniach. Dlatego naszych sześćdziesięciu Sebirów powróci zaraz do swego duaru w Seraia bent.
Ali en Nurabi nie chciał zgodzić się na to, ale go przegłosowano. Meszeerowie byli tego samego zdania, co ja, a mianowicie, że kilku śmiałych jeźdźców na dobrych koniach łatwiej potrafi pojmać rabusia i odebrać mu zdobycz, aniżeli wielka gromada, budząca podejrzenie u wszystkich, z którymi się spotka. Ponadto otrzymał Ali en Nurabi zapewnienie, że Meszeerowie będą walczyli w jego sprawie tak, jak gdyby byli jego podwładnymi. Ten punkt zatem przyjęto.
— Teraz się rozdzielmy! — mówiłem dalej — Mój