niejsze pieniądze. Jesteście naszymi nieprzyjaciółmi, a chcecie z nami jeść chleb i sól! Ścigacie naszego przyjaciela i brata Saadisa el Chabir i żądacie od nas gościny! Ośmielacie się nawet sprowadzać do nas dwu giaurów z Frankistanu i zanieczyszczać nasze namioty, duar, nasze kobiety i dzieci! Niechaj Allah potępi te psy niewierne! Prawy muzułmanin spluwa przed nimi i przywiązuje ich...
— Spluń tylko, chłopcze! — przerwałem mu.
Za jednym skokiem konia znalazłem się przy nim, a porwawszy go za kark, pociągnąłem do siebie, przerzuciłem na poprzek siodła i przyłożyłem mu nóż do gardła. Gdybym był pozwolił na taką ciężką obelgę, sprawa nasza byłaby już stracona raz na zawsze. W jednej chwili chwycili wszyscy Hamemowie za broń, ale moi ludzie byli już także gotowi do strzału. Napad mój odbył się tak szybko, niespodzianie i silnie, że Sar Abduk dostał się w moje ręce, zanim zdołał pomyśleć o obronie. Przytknąłem mu do gardła ostrze noża i rzekłem:
— Gdybyś nie był synem szejka Jamara es Sikkit, którego czczę i poważam, posłałbym cię tym nożem na most es Ssirat[1]. Przestrzegam cię: [jeśli powiesz jeszcze jedno słowo, które mi się nie spodoba, to duszę twoją porwie anioł śmierci. Idź i wsiądź znowu na konia!
Puściłem go, a on zsunął się z konia i stanął na ziemi blady ze strachu, wstydu i złości i wpatrzył się tępo we mnie. Potem wydobył sztylet i zagroził mi:
— Na co ty się odważyłeś, cudzoziemcze! Czy mam cię zakłuć? Na to ja wymierzyłem weń rewolwerem.
— Ty mnie? — zawołałem.
— Czy nóż mój nie siedział już na twojem gardle? Podnieś tylko rękę, jeśli chcesz pójść do swoich ojców! Lepiej będzie dla was, jeśli w spokoju wysłuchacie, czego od was żądamy. Nie
- ↑ Most, wiodący zmarłych na sąd ostateczny.