by tam uczcić Allaha i proroka. Ten dostojny pan obok mnie, to słynny i niezwyciężony emir hadżi Kara Ben Nemzi, a ja, czy wiesz, kto ja jestem?
— Nie.
— Otwórz więc uszy twoje i usłysz z poważaniem imię moje. Nazywam się hadżi Halef Omar Ben hadżi Abul Abbas Ibn hadżi Dawud al Gossarah. Czy imię twoje także tak długie i piękne?
Trzeba wiedzieć, że Beduin przyczepia do swojego imienia imiona przodków. Kto, nie znając swoich przodków, nie może tego uczynić, tym pogardzają. Halef nie był dumny, przeciwnie, był to najdobroduszniejszy człowiek na świecie, ale Bakkar nie pozdrowił nas, a to go rozgniewało do tego stopnia, że rozpuścił gębę bardziej, aniżeli wypadało. Kochał on mnie nadewszystko, bardzo często narażał dla mnie życie swoje, a wogóle widział we mnie uosobienie wszelakich cnót i zalet. Nic więc dziwnego, że wpadł w złość głównie z tego powodu, że Bakkar i mnie nie uznał za godnego pozdrowienia.
Bakkar jednak nie dał się widocznie zastraszyć, bo odpowiedział spokojnie i zimno:
— Przybywam z nad wód Nilu i zdążam na pustynię, gdzie towarzysze moi polują na gazele. Wiecie już o mnie wszystko, a teraz wy powiedzcie mnie, skąd przybywacie i dokąd dążycie.
— Przyjeżdżamy z Dar Abu Urna, a udajemy się nad rzekę.
— Na które miejsce?
— Sami tego jeszcze nie wiemy.
— Czy szukacie może muallima el milla el mesihija?
Po arabsku znaczy to: nauczyciel chrześcijaństwa. Czyżby w pobliżu był gdzie misyonarz? Zajęło mnie to nadzwyczajnie, dlatego wtrąciłem się do ich rozmowy, odpowiadając:
— Właśnie jego szukamy. Czy mógłbyś nam powiedzieć, gdzie on przebywa?
Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/380
Ta strona została przepisana.