bronić tak, żeby jego nie zranić, a tem mniej zabić, a zarazem tak zapanować nad położeniem, żeby nikt nie porwał się na mnie. Aby więc mieć wolne ręce, rzuciłem Halefowi sztuciec, podniosłem się w strzemionach i w chwili, kiedy czarny chciał mnie chwycić za gardło, uderzyłem go pięścią w głowę z taką siłą, że odrazu odpadł odemnie. Był to mój cios myśliwski, dzięki którem u na preryach amerykańskich otrzymałem nazwę Old Shatterhand. Cios ten nie zawiódł mnie i tutaj, bo ospowaty olbrzym stracił przytomność. Równie szybko, jak go uderzyłem, pochwyciłem go za pas i szarpnąłem mocno ku sobie tak, że padł przedemną na siodło. Przytrzymałem go lewą ręką, a prawą dobyłem noża, skierowałem w leżącego i zawołałem groźnie do jego ludzi:
— Uciszcie się! Stójcie spokojnie, bo go przebiję! Jeśli się nie ruszycie, nic mu się nie stanie! Jestem przyjacielem Nuerów, mieszkałem przez wiele tygodni u szczepów Lak, Eliab i Agonk i zbratałem się z nimi, ale was nie znam. Jak się wasz szczep nazywa? Pytanie to zwróciłem do młodego, bardzo silnie wyglądającego jeźdźca, odważniejszego widocznie od innych, gdyż zamierzył się na mnie włócznią i cofnął się tylko dlatego, że nóż mój zawisł nad ospowatym.
— Należymy do szczepu Eliab — odpowiedział ponuro.
— W takim razie powinniście mnie znać, gdyż byłem u was nad Bahr el Dżebel.
— Nasz oddział wyruszył był nad Bahr el Ghazal — oświadczył.
— Słyszałem o tem. Wasz beng-did[1] nazywa się Abu Djom, ojciec wiatru, ponieważ w walce zwycięża z szybkością wiatru; to najwaleczniejszy i najsilniejszy wojownik ze wszystkich szczepów Nuerów.
— A mim oto ty zwyciężyłeś go z jeszcze większą szybkością!
- ↑ Dowódca.