Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/400

Ta strona została przepisana.

już wielu, a śmierć była zawsze ich udziałem. Pomocnikiem jego był przed niejakim czasem Kara Ben Nemzi i jego chytry towarzysz hadżi Halef Omar. Dzisiaj ukazali się znowu ci obydwaj. Nasz szejk spotkał się z nimi i poznał ich, ponieważ podali mu swe nazwiska. Szejk zachował się wobec nich pozornie obojętnie i zwabił ich na miejsce, gdzie ich pochwyci. Wyruszył tam właśnie z oddziałem wojowników.
Opowiadanie misyonarza zajęło mnie nadzwyczajnie! A więc Bakkar, z którym rozmawialiśmy, był szejkiem! Jakież to szczęście, że go teraz tutaj nie było! Można sobie wyobrazić, jakie uczucia żywiłem względem Anglika, który jednakowoż Anglikiem nie był i podawał się tylko za takiego. Nie zdradziłem się oczywiście z tem przed nim, on zaś tak mi zaufał, że nawet zawarł ze mną interes. Zgodziliśmy się po trzysta piastrów za każdego z dwudziestu ośmiu niewolników. Dziesięciu Bakkarów miało ich przeprawić przez Nil do Karkog, gdzie miałem wypłacić cenę i wynagrodzenie poganiaczom. To jednak nie mogło się stać prędzej, jak po powrocie szejka, ponieważ potrzeba było jeszcze na to jego przyzwolenia. Rzekomemu Anglikowi miałem przed wyruszeniem wręczyć potajemnie po dwadzieścia piastrów za każdego niewolnika.
Po zawarciu umowy udaliśmy się na wolne powietrze, gdzie z powodu nastania nocy płonęło już kilka ognisk. Bakkarowie ucieszyli się, dowiedziawszy się, że targ przyszedł do skutku. Zabili kilka jagniąt na wieczerzę i przynieśli kilka dzbanów upajającej merissy.
Jeńcom zawieziono żywność na wyspę niewielkiem czółnem. Ja pojechałem tam także. Kupiłem ich przecież, mogłem więc ich zobaczyć. Niewolnicy byli przywiązani do słupów, a trzej Bakkarowie stali na straży. Jedzenie ich stanowiły twarde placki, pieczone z mąki durry.
Wróciwszy na brzeg, udałem się niepostrzeżenie do Halefa, który czekał na mnie pod hegelikiem, poleciłem mu, żeby o północy był tutaj z czterema Nuerami, i wróciłem do obozu.