Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/413

Ta strona została przepisana.

czem wiezie się je w mniejszych lub większych karawanach do Kerbeli. Podczas tych pochodów pogrzebowych znajdują się uczestnicy w najwyższem podnieceniu religijnem, które graniczy z obłędem i czyni ich zdolnymi do najpotworniejszych czynów względem innowierców. Na dowód tego patrzyliśmy właśnie teraz.
Siham Allah fi ada ed din. — Niechaj Allah przebije tych nieprzyjaciół religii! — szepnął Halef do mnie. — To przeklęci szyici! Oni napadli na tych dwu jeźdźców, a z nami zechcą pewnie to sam o uczynić, gdy nas dostrzegą. Sidi, co poczniemy?
— Uciekniemy czemprędzej — odparłem, by go wystawić na próbę.
Stało się to, co przypuszczałem. Dzielny hadżi odrzekł z gniewem:
— Uciekać? Tacy dwaj, jak my? Przed tymi pospolitymi grabarzami? Tak, rozumnie byłoby ich ominąć, ale czy nie powinniśmy przyjść z pomocą tym jeńcom? Ucieczka byłaby tchórzostwem! Kto wie, co szyici zamierzają z nimi zrobić. Ci obłąkani wyznawcy szii gotowi ich zabić w męczarniach. Musimy ich ocalić. Spodziewam się, sidi, że zgodzisz się na to!
— Rozumie się, ale w takim razie nie możemy tu pozostać. Musimy sobie wynaleźć punkt, lepiej panujący nad ich obozem, punkt, któryby dawał nam większe bezpieczeństwo. Chodź!
Dosiadłszy znowu koni, wróciliśmy do wejścia do doliny, skręciliśmy poza nią tak, żeby wydostawszy się na jej krawędź, znaleźć się tuż nad karawaną. Tam zeskoczyliśmy z koni i odegnaliśmy je trochę dalej, ażeby ich zdołu nie dostrzeżono. Położywszy się potem na ziemi, poczołgaliśmy się ostrożnie nad brzeg, aby spojrzeć w dół na dolinę.
Znajdowaliśmy się nad zboczem, Wysokiem może na dwadzieścia łokci, wprost nad środkiem obozu, który był taki mały, że moim sztućcem mogłem dziesięć razy większą przestrzeń trzymać w szachu. Po modlitwie zdjęli szyici jeńcom z nóg pęta, otoczyli ich do-