tyle zebrać. Przez stratę, którą poniósł ojciec, zubożeliśmy, gdyż to, co zabrali mu Anezejowie, stanowiło prawie cały jego majątek. Pożyczyłem, ile tylko mogłem, lecz ta kwota nie czyni nawet połowy wymaganego przez Beduinów okupu, ale spodziewam się, że tem się zadowolnią. W przeciwnym razie zwrócę się do słynnego pustelnika na skale Wahsija, o którym słyszałem, że ma wielką władzę nad nimi.
— Jak możecie być tak nieostrożni, żeby opowiadać tutaj o pieniądzach! A gdybyśmy tak byli rozbójnikami i zażądali ich od was?
— Nie znaleźlibyście ich tak samo, jak szyici. Są dobrze schowane. Zresztą jesteście naszymi zbawcami, którym można zaufać, a na wszelki wypadek mam przy sobie dwa talazimy, które ocalą mnie w każdem niebezpieczeństwie.
— Nie wierz talizmanom, ani amuletom, młodzieńcze! Tylko Bóg może człowieka z nieszczęścia wybawić. Modlitwa więcej wskóra, aniżeli wszystkie talizmany świata.
— Moje talazimy są właśnie modlitwami. Jeśli prawą rękę położę na miejscu, w którem się znajdują, nadchodzi ocalenie. Kiedy przedtem wzywałem słońca i położyłem skrępowane ręce na piersiach, gdzie spoczywają moje talazimy, przysłało was natychmiast, byście nas wyzwolili. A skąd wy przybywacie i dokąd dążycie, sidi?
— Jedziemy z Bagdadu, a udajemy się do Haddedinów, ażeby odwiedzić ich szejka, a naszego przyjaciela. Mnie nazywają Kara Ben Nemzi, a to jest mój towarzysz, hadżi Halef Omar.
— Do Haddedinów? Musicie w takim razie pojechać do Tekritu i przeprawić się przez Tygrys?
— Tak, potem puścimy się w górę rzeki Tartaru.
— Nam także tamtędy droga! Sidi, czy pozwolisz nam przyłączyć się do was?
Nie wiele zależało mi na tem, żeby mieć przy sobie tych dwu młodych, niedoświadczonych ludzi. Nie
Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/419
Ta strona została przepisana.