pomnik z ułożonych na sobie kamieni. Tam kazałem się zatrzymać.
— Czy słyszałeś o pogromicielu lwów, Gérardzie? — spytałem stolarza.
— To się rozumie, panie! — odpowiedział. — Był to Francuz i wpadł ostatecznie w wodę, w której nędznie utonął.
— Czy znasz emira el Areth, „władcę lwów“, Hassanie? — spytałem Kubbaszego.
— Był to niewierny, lecz prawie taki waleczny, jak Hassan el Kebihr — odrzekł dumnie. — On wyszukiwał w nocy sam jeden „pana z grubą głową“[1], lecz wangijl el uah[2] rozszarpał go przecież, ponieważ nie był muzułmaninem, lecz człowiekiem z Darharb[3].
— Mylisz się, Hassanie. Emira el Areth nie rozdarł lew, który prędzej zdławiłby stu muzułmanów, aniżeli jednego chrześcijanina. Ów emir zginął tutaj w nurtach Wed-el-Kantara, a jego bracia postawili mu pomnik.
Weźcie do rąk strzelby, niechaj głos ich oznajmi jego duchowi, że wędrowiec zna władcę „pana z grubą głową!“
— Czy moja rusznica ma zabrzmieć w uszach ducha, nieznającego — er-rait, sidi? — zapytał Hassan.
— Chrześcijanin żyje także w er-rait[4], skoro umrze, Hassanie, gdyż Bóg jest wszędzie, na wszystkich gwiazdach i wszystkich niebiosach. Czyż prorok nie mówi o Aissa[5] i Marryam, córce Imrama[6], którzy mieszkają w niebie i oglądają Boga twarzą w twarz?
— Sidi, czemu nie jesteś saydem![7] Ty znasz fuhm el kuran[8] i hand el ard[9] i battn el dżine[10].
Głos twój jest jak głos khatiba[11], mówiący jedynie prawdę. Uczynię, czego odemnie żądasz.
Z czterech luf — gdyż przewodnik spełnił także moją wolę — huknęła trzykrotna salwa na cześć myśliwca, zabrzmiało odbite od skał pozdrowienie, którem