Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/421

Ta strona została przepisana.



II.
Nur el hilal..

Było to w kilka dni po uwolnieniu Parsów z rąk szyitów. Minęliśmy już Tekrit, miejscowość małą obecnie i nieznaczną, a przeprawiwszy się na trzcinowych łodziach przez Tygrys, wjechaliśmy jeszcze trochę na zachód w step, a wreszcie znaleźliśmy się nad małą rzeką Tartar i puściliśmy się w górę wzdłuż jej brzegu. Wody i paszy było tam podostatkiem, mogliśmy przeto w razie wrogiego spotkania zwrócić się w każdym kierunku, co nad brzegiem Tygrysu nie dałoby się uskutecznić.
A spotkanie takie nie leżało bynajmniej poza obrębem możliwości. Dowiedzieliśmy się niestety w Tekricie, że między tamecznymi Beduinami wybuchły spory. Pierwszym powodem tego były grabieże Abu Hammedów, popełnione na Alabeidach. Oba te szczepy pościągały zaprzyjaźnione oddziały i niepokoiły te strony wzajemnymi podjazdami.
Ja i Halef musieliśmy się wystrzegać szczególnie Abu Hammedów, gdyż byliśmy tam przed laty, kiedy Haddedinowie zwyciężyli ich i ciężko upokorzyli.W razie dostania się w ich ręce nie mogliśmy się niczego dobrego spodziewać. Zachowywaliśmy więc wszelkie środki ostrożności.
Co się tyczy naszego towarzysza, Alama, to pogodziłem się zupełnie z jego obecnością. Był wprawdzie młody, niedoświadczony i nieostrożny, mimoto przedstawiał dla mnie zajmującą osobistość. Miał ojca Parsa, a urodził się w Bagdadzie z matki mahometanki. Z tego