Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/422

Ta strona została przepisana.

powodu przyznawał się do wiary ojca, a w duchu trzymał się wiary matki. Na poły czciciel słońca i ognia, a na poły muzułmanin, nie był przecież ani jednym, ani drugim, a dusza jego spragniona była światła i prawdy, których on sam niestety znaleźć nie umiał. Odczuwał pęta zabobonu, który go więził, chciał się z tego uwolnić, ale nie mógł.
Nic więc dziwnego, że w tej wewnętrznej rozterce sprowadził rozmowę na religię. Uważał mnie za muzułmanina, a gdy usłyszał, że jestem chrześcijanin, zrobił się jeszcze szczerszy, aniżeli przedtem, i przedłożył mi mnóstwo pytań z zakresu wiary. Odpowiadając mu na wszystko, ani na chwilę nie myślałem grać roli misyonarza; byłoby to błędem nie do darowania. Nie wspomniałem ani słowem o mojej wierze, obrałem wprawdzie nie bezpośrednią, lecz tem pewniejszą drogę udowodnienia mu zapomocą krótkich, a jasnych uwag, że wiara jego jest bezpodstawną.
Nie mówiliśmy prawie o niczem innem od rana aż do wieczora. On wpadał coraz to częściej w zadumę, a to świadczyło, że słowa moje utkwiły w jego sercu. W ten sam sposób nawróciłem swego czasu także mojego Halefa, który gwałtem chciał ze mnie zrobić muzułmanina. Ten mały wierny towarzysz w milczeniu przysłuchiwał się naszym rozmowom, kiedy jednak znalazł się sam obok mnie, nie mógł wstrzymać się od tego, żeby mi w tajemnicy nie powiedzieć:
— Sidi, czy przypominasz sobie, jak starałem się ciebie nawrócić na islam bez względu na to, czybyś ty chciał, czy nie chciał?
— Przypominam sobie, Halefie.
— Teraz milszą mi jest twoja wiara od naszej, chociaż kryję się jeszcze z tem przed ludźmi. Uważam, że ten Pars pewnego dnia także tak będzie myślał jak ja, pomimo talizmanów, które nosi na sobie.
Halef zauważył więc na Alamie to samo, co ja. Dodać jeszcze wypada, że towarzysz Parsa, człowiek młody, był teraz w służbie u niego, a dawniej upra-