Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/429

Ta strona została przepisana.

ciemność na to pozwalała. W jednem miejscu stał namiot większy od innych, a ponad nim sterczały w górę dwie włócznie z buńczukami z włókien palmowych. Czyżby to był namiot, którego szukałem?
Właśnie chciałem się ostrożnie podsunąć ku jego przedniej stronie, kiedy szmer mnie doleciał. Jakiś człowiek wyszedł z poza namiotu, Ponieważ znajdowałem się właśnie pod jego nogami, przeto nie miałem już czasu usunąć mu się z drogi, on postąpił jeszcze krok naprzód, potknął się o mnie i upadł. Równocześnie prawie ja potoczyłem się, jak mogłem najdalej, potem pobiegłem chwilę na rękach i nogach, a w końcu podniosłem się i puściłem się czemprędzej do naszego namiotu tą samą drogą, którą przyszedłem.
— Zbudźcie się, ludzie! — ozwał się głos donośny i przeleciał po całym obozie. — Ktoś był w namiocie szejka!
Odrazu zawrzało życie w całym obozie. Dla mnie było rzeczą najważniejszą dostać się do naszego namiotu. Byłem już tam blizko, po tylnej stronie rzędu namiotów i, położywszy się na ziemi, polazłem dalej. Szczęściem nie przyszło strażnikom na myśl zaglądnąć tutaj. Wstali i poszli kilka kroków ku namiotowi szejka. Przesunąłem się pod płótnem i wbiłem napowrót kołek w ziemię. Potem związałem sobie sznurem nogi, a Halef skrępował mi ręce na plecach. Skoro tylko położyłem się na poprzedniem miejscu, zjawiło się kilku Beduinów z lampą i zaczęli nas oświetlać jednego po drugim.
— Ci leżą bezpiecznie, żaden z nich ujść nie może! — brzmiał wyrok inspekcyi. — To nie był człowiek, lecz jeden z psów od trzody.
Oni się oddalili, a powoli uciszyło się w obozie. Teraz cichym głosem opowiedziałem towarzyszom, co się stało.
— Mój tilzim słońca nie poskutkował — rzekł Pars. — Drugi tilzim, to tilzim el hilal, talizman półksiężyca, zrobiony dla muzułmanina. Jestem więc także