Anezejowie są jednym z najstarszych koczowniczych plemion arabskich. Powiadają, że są potomkami wielkiego szczepu Rebija, który jeszcze przed Mahometem mieszkał w południowym Nedżdzie. Kilka gałęzi pozostało tam, inne mieszkają w Hedżazie, a oprócz tego kilka oddziałów wypasa trzody swoje niedaleko od Dżebel Szammar. Hordy te są bardzo chciwe grabieży i zapuszczają swoje zagony aż daleko do Mezopotamii. Im to wpadł w ręce Wikrama, ojciec naszego Parsa Alama.
Nie wątpiłem ani na chwilę, że synowi nie byłoby się udało wyswobodzić ojca, gdyby nawet posiadał był cały okup, a nie tylko część. Ci chciwi ludzie biorą zazwyczaj okup, ale zamiast puścić wykupionego na wolność, stawiają nowe żądania. Alam nie miał wogóle zdolności do takiego postępowania z Beduinami, jakie mogło się przyczynić do osiągnięcia jego celu.
Za mojego dawnego pobytu w tych stronach nie słyszałem nic o pustelniku ze skały Wahsija. Ta samotna skała leży na południe od gór Sindżar, gdzie mieszkają także chrześcijanie. Byłbyż to może pustelnik chrześcijański? Trudno, bo w takim razie nie byłby zyskał u mahometańskiej ludności sławy, sięgającej aż w dół do Bagdadu. Skoro miał władzę nawet nad złodziejskimi Anezejami, to musiał być muzułmaninem, jednym z pobożnych ascetów, których w północnozachodniej Afryce nazywają marabutami.
Od spotkania się naszego z Abu Hammedami upły-