Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/447

Ta strona została przepisana.

i wyślę posłańca do Amada el Ghandur, ażeby atak odłożył. Potem będziesz się mógł z nim układać.
— Zaczekaj jeszcze trochę! — odrzekł, zgrzytając, zębami.
Pobiegł zapytać starszych o radę, ale pierścień zacieśniał się tak szybko i groźnie, że było jasnem, iż wszelki opór byłby daremny. To też szejk zawołał do mnie:
— Wypraw posła, ale prędko!
Halef był już pouczony; wziął swoją strzelbę, pośpieszył, niezatrzymywany oczywiście przez nikogo z Anazejów. Ja stałem przed namiotem, czekając na wynik. Dokoła panowała głęboka cisza. Wtem zabrzmiał na skale głos dzwonka, a wkrótce potem chłopak zaczął się wspinać w górę po ścieżce. W górze zniknął nam z oczu, a niebawem zeszedł znów na dół i udał się do szejka. Skinąłem na obydwu i zapytałem:
— Czego życzy sobie świątobliwy człowiek?
— Chce wiedzieć, jaka tu będzie walka i o co? — odparł szejk.
— Dowie się o tem odemnie. Czy umiesz czytać?
— Tak.
— To zaczekaj!
Usiadłem zaraz, wyrwałem kartkę z notatnika i napisałem ołówkiem odpowiedź krótką, lecz wyczerpującą. Szejk przeczytał ją i oddał chłopcu, by ją zaniósł na górę wraz z ołówkiem. Teraz miało się pokazać, czy ów sławny człowiek umie przynajmniej pisać. Podpisałem się Kara Ben Nemzi. Haddedinowie stali prawie na odległość strzału, a zatrzymali się tylko dlatego, że usłyszeli dźwięk dzwonka i zobaczyli posłańca pustelnika. Tym razem zabawił on dłużej, aniżeli poprzednio, zanim przyniósł nam kartkę. Pod moimi wierszami przeczytałem ku memu zdumieniu następujące słowa, w arabskim języku:
„Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli!“
Słowa pieśni anielskiej! W dzisiejszym dniu! Od słynnego wśród Mahometan pustelnika! Musiał to być