Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/448

Ta strona została przepisana.

bezwarunkowo chrześcijanin. Dałem te słowa do przeczytania szejkowi, który nie przeczuwał, że pochodzą z biblii. Ale sens ich zrozumiał, bo rzekł:
— Święty człowiek nakazuje nam zawrzeć pokój. Czy sądzisz, że Amad el Ghandur się zgodzi?
— Tak, a gdyby był zbyt surowy, to ja przemówię za wami.
— Udasz się więc do niego?
— Ja i ty.
— Ja także? On mię weźmie do niewoli!
— Nie, jesteś pod moją opieką. Przyrzekam ci, że wrócisz, kiedy ci się spodoba.
Nie dowierzał, lecz po dłuższej namowie odważył się wreszcie pójść.
„Pokój na ziemi!“ Tego nakazu posłuchano. Układy trwały wprawdzie aż do wieczora, ale sprowadziły wkońcu zgodę. Wikramę wypuszczono bez okupu, a Haddedinowie otrzymali napowrót swoje zwierzęta, za co Amad el Ghandur dał słowo, że się nie zemści. Potem nastąpiło zbratanie się wrogów dotychczasowych, z początku trochę wymuszone, potem jednak swobodniejsze i coraz to serdeczniejsze. Haddedinowie weszli do obozu, gdzie dla utwierdzenia zgody i zabawienia gości zarżnięto sporo jagniąt i upieczono przy ogniskach.
Przedtem jednak stało się coś, czego się nikt nie spodziewał. Gdy chłopcy tuż przed nocą wyszli na górę, wypytał ich pustelnik o wynik układów między Haddedinami i Anezejami. Nadto kazał prosić o świece, jakie Anezejowie robią z łoju baraniego, ja zaś otrzymałem wezwanie, ażebym przyszedł do niego nazajutrz rano. Byłem oczywiście bardzo rozciekawiony z powodu tej wizyty. Należy jeszcze wspomnieć, że obydwaj Parsowie wielce się uradowali, gdy się znowu razem znaleźli i nie musieli płacić okupu. Rozumie się, że Wikramie musiano wydać odebraną mu sumę, o ile oczywiście z niej co jeszcze zostało.
Kiedy wieczorem siedzieliśmy przy ogniskach, spożywając ucztę pokoju, zabrzmiał znów dzwonek. Spój-