baw[1] o tem, co widziałeś! Jak się nazywa kwiat domu twojego?
U Kurdów swobodniej mówi się o kobietach, aniżeli u innych ludów mahometańskich.
— Szefaka[2].
— Opowiedz więc wojownikom, że jestem pod osłoną Jutrzenki i że zawiesiłem moją broń obok twojej! Teraz pozwalam im wejść do tego domu.
Powiesiwszy broń swoją na ścianie, sięgnąłem za pas po naszyjnik, zrobiony z kulek zwierciadlanych, podobny do tych, jakie w Paryżu kupuje się za franka, i zarzuciłem go pięknej Kurdyjce na szyję.
— Weź to, Szefako! Niechaj blask twego lica i promień oczu twoich świeci zawsze na te perły!
Policzki jej zarumieniły się z zachwytu.
— Dziękuję ci, effendi! Mieszkaj u mnie tak bezpiecznie, jak na łonie praojca Ibrahima. Pozwól, że przyniosę ci jadło i napój, a potem spocznij i zamknij oczy bez troski!
Stało się, jak powiedziała. Pożywiwszy się tem, co mi przyniosła, położyłem się spać. Kiedy się przebudziłem, panowała w domu głęboka cisza, tylko ze dworu dolatywał mnie donośny głos, wzywający wiernych do odmówienia el asr[3]. Spałem długo, a wszyscy starali się nie przeszkodzić mi w spoczynku. Kiedy wszedłem do drugiego przedziału, zastałem tam także Halefa i Dżezidę, śpiących pomiędzy końmi. Schowawszy nóż i rewolwery, wyszedłem przed dom. Było już po modlitwie, a wojownicy zasiedli w koło wraz z moimi gospodarzami i zapalili fajki. Gdy mnie zobaczyli, Szeri Szir powstał, a inni taksamo, podali mi ręce i zaprosili, bym koło nich usiadł.
— Co postanowiliście o mnie? — zapytałem.
— Jutrzenka świeci nad tobą — odrzekł. — Jesteś bezpieczny u nas, dopóki będziesz się we wsi znajdował.
— Dziękuję ci!Postaram się także o swe bezpieczeń-