Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/510

Ta strona została przepisana.

nicy, a Yussuf i Marryah rodzicami Izy, którego nieprzyjaciele ukrzyżowali. Czy to nie jest osobliwe?
— Panie, to mi dotąd na myśl nie przyszło, lecz teraz obciąża mi to duszę jeszcze bardziej. Tyś mi przerwał, gdy chciałem jeszcze powiedzieć, że syn nasz miał udać się do Meszhed-Ali, ażeby tam nauczyć się głębszych nauk szyitów. Wyposażyliśmy go i posłaliśmy ze znajomymi, jadącymi do Mossul z galasówkami. Wróciwszy, donieśli nam znajomi, że syn dostał się szczęśliwie na miejsce. Potem byli tam znowu ludzie, którzy twierdzili, że widzieli go w Mossul. Nie chcieliśmy tem uwierzyć, lecz wkrótce potem otrzymaliśmy wiadomość od niego samego, że nie pojechał do Meszhed-Ali, lecz został w Mossul jako chizmikar (sługa) patrika (patryarchy) z el Kosz. Czy znasz może tego człowieka?
— Tak. Byłem u niego i rozmawiałem z nim. To bardzo pobożny człowiek, którego wielce poważam. El Kosz jest także sławne. Powiadają, że tam urodził się prorok Nahum.
— Jeśli byłeś u patrika, to musiałeś widzieć naszego syna.
— Może. Patrik ma więcej służących, ale tylko dwu z nich widziałem. Mów dalej! Ta historya zajmuje mnie nadzwyczajnie.
— O, gdyby Allah zechciał uczynić ją nie tak smutną! Mój syn, który miał zamieszkać w Meszhed-Ali, by zostać wielkim nauczycielem szii, nawet może mahdim, teraz jest u chrześcijańskiego patrika w Mossul! To straszne! Dowiedziawszy się o tem, sam wybrałem się w drogę do niego. Prosiłem i gniewałem; się, ale napróżno. Syn wyświadczył patrikowi przypadkowo przysługę i musiał go odwiedzić. Ten stary człowiek, ten giaur, którego niechaj Allah zabije, wywarł na nim takie wrażenie, że niepodobna było zabrać go od niego. Zasmucił nawet moje serce twierdzeniem, że zaczyna mu teraz wschodzić światło, którego szukał dotąd daremnie. Wróciłem do domu, nic nie wskórawszy, a on tam został. Czasami odwiedzał nas i przywoził