ale tak wysokim, że wznosił się ponad ogrodzeniem. Zdjąwszy z ramienia niewygodny sztuciec, wylazłem z Halefem na górę. Stamtąd mogliśmy objąć wzrokiem cały obóz, daleko większy od obozu Mir Yussufich, ale założony tak samo. Na prawo od nas, wzdłuż jednego boku, leżały trzody i tam znajdowały się wrota kolczaste. Przed nami wzdłuż boku, położonego ku nam, oraz po lewej stronie stały domy i chaty. Czwarty przeciwległy bok był wolny, z wyjątkiem rosnącej tuż przy ogrodzeniu pistacyi[1]. Na środku obszernego placu zauważyliśmy także letnie domy i chaty. Miejsce dokoła pistacyi zarezerwowane było widocznie na zgromadzenia ludowe, chociaż nie socyalno-demokratyczne, dla których Kurdowie, jako dzicy, nie mają należytego zrozumienia. Tamto stali mężczyźni, kobiety i dzieci w liczbie około trzystu głów i robili zgiełk, dochodzący mi przeraźliwie do uszu, których poczciwy ojciec Yussuf Ali nie rozwalił mi szczęśliwym przypadkiem. Do kogo się to odnosiło, zobaczyliśmy wkrótce, gdyż do drzewa przywiązany był nasz biedny Hussein Iza.
— O, tam go trzymają — rzekł hadżi. — Jak do nich się dostaniemy i jak go wydobędziemy we dwu wobec tylu ludzi, sidi?
— Najpierw chodźmy tam, ale nie do środka — odpowiedziałem.
Zesunęliśmy się z jawora, ja podniosłem strzelbę i poczołgaliśmy się wzdłuż ogrodzenia, a po obejściu pierwszego i drugiego rogu zaczęliśmy przekradać się na przeciwległą stronę, aż do miejsca, gdzie rosnąca wewnątrz pistacya wznosiła koronę swoją wysoko nad ogrodzeniem.
Stojąc za ogrodzeniem, słyszeliśmy hałasy, wyprawiane przez Kurdów, ale nie mogliśmy nic widzieć, ponieważ tutaj, zewnątrz obozu, była także polana, na
- ↑ Drzewko rosnące w Syryi i Persyi. Dostarcza owocu, który pod nazwą zielonego migdału używany jest w cukiernictwie.