Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/524

Ta strona została przepisana.

której rosły wprawdzie drzewa, ale tak cienkie i nizkie, że gdybyśmy nawet byli na nie wyleźli, byłoby się to nie na wiele przydało. Była tu tylko jedna droga, a to przez ogrodzenie, które należało w tym celu zbadać.
Pnie położono tutaj tak samo razem z koronami, jak u Mir Yussufich. Ponieważ nie mogliśmy się przez nie przedostać, musieliśmy szukać miejsca z koroną. Szczęście nam sprzyjało. Tuż między nami a pistacyą leżała niezbyt gęsta korona topoli, której miękkie drzewo nie stawiło naszym nożom zbyt wielkiego oporu. Ja odłożyłem strzelbę, poczem obaj ukląkłszy, zaczęliśmy gałęzie rozcinać w ten sposób, że utworzyliśmy sobie dojście na dwa łokcie szerokie, a na jeden wysokie. Było to może najsłabsze miejsce z całego ogrodzenia.
Po upływie kwadransu postąpiliśmy tak daleko, że, nie chcąc pokazać się Kurdom, musieliśmy zostawić resztę gałęzi. Oczywiście wycięliśmy nietylko koronę topoli, lecz także chwasty i resztę roślinności, gęsto z nią splątanej. Dzięki tej pracy mogliśmy już nietylko widzieć, lecz także słyszeć. Ja właściwie nie mogłem o sobie tego powiedzieć, że widzę. Okład mi wysechł, ból w uszkodzonem oku stał się nieznośnym, zajął także drugie oko, wskutek czego trzymałem je przeważnie zamknięte.
Byliśmy oddaleni od pistacyi może o dwanaście metrów. Po tamtej stronie stał „lud“ Kurdów, a po tej odparty przez nas dzisiaj szejk z czterema jeszcze ludźmi, którzy prawdopodobnie tworzyli jego „radę gminną“. Lud zachowywał się teraz spokojnie, lecz tem głośniej rozmawiali panowie rajcy, odsunąwszy się od ludu prawdopodobnie celem postanowienia o losie jeńca. W chwili właśnie, kiedy wleźliśmy w otwór, doleciały nas słowa szejka:

— On się tem chlubi, że jest ochrzczony i że jest wyznawcą salib Iza[1]. Zdradził się z tem, że zna

  1. Krzyża Chrystusowego.