nas wszelkich dowodów przyjaźni i miłości; Hussein Iza jednak przeszedł na salib Iza i jeśli teraz ma być ukrzyżowany, to my widzimy w tem tylko słuszną karę Mahometa, stojącego przed tronem Allaha. Popełnilibyśmy największy grzech, gdybyśmy dopomogli odstępcy. Ty nie wyznajesz naszej wiary i jeśli chcesz go ocalić, to zrób to, lecz oszczędź nam próśb swoich, brzmiących niemal jak groźby, które ci jednak przebaczamy.
Nie było już żadnej, żadnej nadziei. Musiałem się zdać na siebie i na Halefa i wróciłem do niego czemprędzej. Przez to, że wezwałem pomocy Yussufich, nietylko nic nie wskórałem, lecz pogorszyłem nawet położenie, gdyż należało przypuścić, że Yussuf Ali i jego żona popełnią jakie głupstwo. Nie troszczyłem się o to, że zastałem wejście otwarte i otwarte zostawiłem za sobą. Pośpieszyłem w dół zboczem, jak mogłem najszybciej, rozważając przytem gorączkowo, w jakiby sposób umożliwić ocalenie. Nie zważałem też na to, że kilka razy upadłem, przyczem podarłem sobie ubranie i skórę. Przybywszy nad rzekę, zanurzyłem znowu głowę, gdyż oczy piekły mnie jak ogień... Ach, ogień! To słowo zawierało ocalenie! Tylko z pomocą ognia można było uratować Husseina Izę, ja zaś miałem z Rewandis szaheita[1], a jedno pudełko nawet przy sobie.
Przebrnąwszy rzekę, usłyszałem na górze okrzyki radości Mir Mahmallich. Czyżby schwytano rodziców Husseina? Nieco później doleciało mnie szczekanie psów. Teraz może wszystko już było stracone. Jeśli nieprzyjaciele znaleźli ich oboje, spuścili pewnie charty, sądząc, że w pobliżu jest więcej Mir Yussufich. Gdyby tak psy wytropiły Halefa, lub natknęły się na mnie, mającego tylko nóż przy sobie! Szło o to, ile ich było; bo z jednym lub dwoma poradziłbym sobie także bez ołowiu i prochu. Oczywiście, że należało na razie
- ↑ Zapałki.