Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/532

Ta strona została przepisana.

czyłem jeden płomyczek. Za tym ukazał się wnet drugi, trzeci, czwarty i piąty, które z chróstu przeniosły się rychło na ogrodzenie. W pół minuty potem ze dwadzieścia łokci ogrodzenia gorzało jasnymi płomieniami, które jak szalone leciały coraz to dalej i dalej.
Widok ognia sprawił zamierzone wrażenie. Wszyscy zaczęli wrzeszczeć, wyć, ryczeć i pędzić po wodę. Zwierzęta, leżące na lewo po tamtej stonie, spłoszyły się i gnały pomiędzy chaty i ludzi. Przerażeni Kurdowie pobiegli do swoich mieszkań, ażeby ratować swe mienie. Nikt nie zważał już na pistacyę, pod którą ja znalazłem się w jednej chwili, wyciąwszy tych kilka prętów topolowych, które mi zawadzały.
— Jestem! — pocieszyłem wszystkich troje. — Najpierw prędko wy dwoje, a potem syn!
— O święta Marryah, Matko boleści, jakżeż ci dziękuję! — zawołała Kurdyjka, gdy więzy jej opadły pod cięciem ostrego noża. — Matką bolejącą nazwał cię syn mój, a ja odstępuję ci go na służbę!
— O salib Iza — zawołał mąż — ty jesteś rzeczywiście mocniejszy od półksiężyca proroka. Żono, ja nie znam jeszcze tak jak ty Matki bolejącej, lecz czcić ją będę od dzisiaj!
Oboje byli wolni. Jedno cięcie w górę oswobodziło nogi syna. Wziąwszy nóż w zęby, wylazłem zaraz na pień pistacyi, a potem na lewe ramię poprzecznego drąga. Wtem wlazł Halef przez dziurę i przybiegł do nas.
— Prędzej na drugie ramię krzyża! — zawołałem nań. — Musimy go odciąć równocześnie, bo złamałby sobie rękę z pewnością. Ojciec jego dość silny, by go pochwycić, gdy spadnie.
Mały hadżi wydrapał się jak wiewiórka, a Yussuf Ali stanął na dole z rozłożonemi rękoma. Nastąpiły dwa cięcia z jednej i drugiej strony, poczem Iza spadł w ramiona ojca, który przycisnął go do potężnej piersi i krzyknął głośno z radości. Matka objęła obydwu rękami i krzyczała także. Nagle ujrzałem, że nas zauważono. Kilku Mahmallich zostawiło wszystko i zaczęło