Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/536

Ta strona została przepisana.

tu pozostać dłużej. Postanowił niezłomnie zabrać z sobą rodziców, ja zaś poprosiłem go, żeby przy tej sposobności odstawił także mego mężnego kawasa. Mój obrońca ucieszył się tem nadzwyczajnie, ponieważ stracił ochotę do jeżdżenia z człowiekiem, który dopuszczał się codziennie zbrodni, zaczepiając się z tuzinem Kurdów, a potem podpalając ich domy, płoty i lasy. Oczywiście, że dostał odemnie bakszysz, z którego był bardziej zadowolony aniżeli ze mnie.
Wreszcie odjechałem rano z Halefem. Wszyscy Mir Yussufi odprowadzili mnie część drogi. Gdy się żegnali, ucałowała mi Fatima Marryah obie ręce i poprosiła:
— Pamiętaj o mnie, panie, jak ja będę o tobie po wszystkie czasy pamiętała! Nie masz żony, lecz matkę. Pozdrów ją ode mnie! Będę się zawsze modliła za ciebie i za nią.
Yussui Ali podniósł skórzane pasy kołnierza, wydobył nóż, wykroił sobie na piersi dwie głębokie przecinające się rany i rzekł:
— Ślubowałem tak. To moje znamię: es salib, krzyż, es salib Iza, krzyż Chrystusowy; pod tym znakiem odtąd żyć będę i umrę, Tobie to zawdzięczam. Jedź z boską pomocą i bądź tak szczęśliwy, jak ja teraz!
Hussein lza pożegnał się, jak ukochany przyjaciel, jak brat. Przyrzekł mi donieść kiedyś o sobie i dotrzymał słowa rzetelnie. Mir Yussufi, jeden za drugim, podali nam rękę z podziękowaniem, a kiedy po tem rozstaniu znaleźliśmy się z Halefem sami na drodze, rzekł mały hadżi:
— Sidi, ongiś chciałem zrobić z ciebie muzułmanina, a stało się przeciwnie. Ja także sądzę, że krzyż jest potężniejszy od półksiężyca. Pomówię z Hanneh, najpiękniejszą z cór i matek. Nie zostanę wprawdzie kapłanem, ale w każdym razie czemś innem, aniżeli teraz jestem!