Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/543

Ta strona została przepisana.

i ojciec, to też posyłam cię do niego nietylko z powodu pieniędzy, lecz i dlatego, że cię poznałem i sądzę, że uda ci się może złagodzić jego boleść. Posiadasz mowę, która wchodzi głęboko w serce.
— Czy mogę zapytać, jakiego rodzaju ta boleść, o której mówisz?
— Jeśli on zechce, byś o tem wiedział, to sam ci powie, mnie nie wolno tej rany przyjaciela dotykać nawet z oddalenia. Jednak on sam, skoro tylko usłyszy, że jesteś chrześcijanin, nie powie ci nic, dlatego zamilcz o tem. Daję ci tę radę jeszcze dlatego, że to właśnie czas gromadzenia się tutejszych pielgrzymów do Mekki. Jest to okres religijnego podniecenia i nietolerancyi. Ponieważ spotkasz się z takimi ludźmi wszędzie i na wszystkich drogach, przeto będzie lepiej, jeśli nie będą wiedzieli, iż jesteś innego wyznania.

Dziwnem było istotnie, że ten wysoki urzędnik ostrzegał mnie przed prawowiernymi muzułmanami, do których sam przecież należał i że nie małą w każdym razie kwotę wolał powierzyć mnie, aniżeli muzułmańskiemu kuryerowi. Spotkanie z pielgrzymami nie napełniało mnie obawą, niepokoiło mnie raczej to, że stojący w przedpokoju Arnauci słyszeli każde słowo naszej rozmowy, wiedzieli więc, że mam zawieźć znaczną sum ę pieniężną. Byli to żołnierze, onbaszi[1] i czausz[2] i wedle pojęć europejskich zasługiwali na zaufanie, ale Arnauta to rabuś z urodzenia i człowiek, skłonny do czynów gwałtownych nawet pod chorągwią. Poza tem Arnauta niechrześcijanin jest najbardziej muzułmańskim ze wszystkich muzułmanów, to też niezbyt mi było miło, że właśnie w czasie zgromadzeń pielgrzymich i kiedy miałem wieźć znaczną kwotę pieniężną, dawano mi tych dwu posępnie patrzących drabów na kilka dni i nocy za towarzyszy. Zwierzyłem się z tem, pocichu oczywiście, mudirowi, który mi na to odpowiedział:

  1. Kapral.
  2. Sierżant.