Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/55

Ta strona została przepisana.

góry, twoje zaś krótkie, jak brudna kropla, spadająca z liścia!
— Nie brudź mego nazwiska, bo ono nie twoje! Ja nazywam się Jussuf, tak samo, jak ty.
— Czy wiesz, że tylko wierny może mieć na imię Jussuf, a ty jesteś Frank i nazywają cię Jussef. Zapamiętaj to sobie! Masz więc tylko to jedno imię!
— Oho! Czy nie wiesz, że nazywam się także Korndorfer?
— A gdzie imię twojego ojca?
— On nazywał się także Korndorfer.
— A jego ojciec?
— Również Korndorfer.
— A jego ojciec?
— Tak samo.
— A gdzie mieszkał?
— W Kaltenbrunn.
— W Kah-el-brunn? Nazywasz się więc: jussef-Koh-er-darb-Ben-Koh-er-darb-Ibn-Koh-er-darb-Abu-Koh-er-darb el Kah-el-brunn. Czy nie wydaje ci się śmiesznem twoje własne imię? I ty mi skóry odmawiasz? Daj mi ją zaraz!
— Słuchaj, Hassanie! Jussef-Koh-er-darb — Ben, Ibn i Abu-Koh-er-darb z Kah-el-brunn zatrzyma skórę. Oto nadchodzi sidi. Zwróć się do niego!
Kubbaszi zastosował się do tej rady. Wielki Hassan chciał tym czaprakiem chełpić się przed tymi, których w drodze byłby spotkał. To dało mi sposobność do ukarania go za wczorajsze tchórzostwo.
— Jussuf — rozstrzygnąłem ten spór, mówiąc umyślnie Jussuf, zamiast Jussef — chciał ze mną strzelać do pantery, ty zaś bałeś się kota. Jemu tedy należy się skóra, a nie tobie!
Mrucząc z niezadowolenia, poddał się temu wyrokowi i mrucząc, opuścił z nami seraj.
Niebawem znaleźliśmy się wśród parowów i rozpadlin gór Aures i wzdłuż nich posuwaliśmy się aż do wieczora, aby potem przez ich grzbiet przedostać się