Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/64

Ta strona została przepisana.

rowu, poszedłem od namiotów prosto w górę, mijając zakręty, które parów tworzył. Przybywszy na górne wadi, usłyszałem okropny zgiełk, wydobywający się z głębi parowu. Szybko pobiegłem nad leżącą przedemną krawędź, skąd mogłem objąć okiem całą sytuacyę.
Po stromem zboczu naprzeciwko mnie ciągnęły się krzaki jałowca i kolczastych mimoz, które otoczyli Arabowie. Lew musiał się w tych krzakach ukrywać, gdyż ludzie staczali tam kamienie, aby go wypłoszyć. Tańczyli przytem, wywijali flintami, dodając sobie otuchy wrzaskliwymi okrzykami. Ten nierozumny sposób polowania na zwierzę, które najłatwiej zabić bez zgiełku w nocy oko w oko, wywarł na mnie szczególne wrażenie.
Wtem dostrzegłem w zaroślach jakiś ruch, który wzmógł się po chwili, aż w końcu wyszedł z nich lew, nie nagle, w skoku lub pędem, jak inne koty, lecz powoli, pewnym, majestatycznym krokiem. Duża, ciemna grzywa okrywała mu łeb i przednią część ciała, a ogon z grubą kiścią wlókł się daleko za nim. Był to istotnie wspaniały widok. Szlachetne, potężne zwierzę stało pewne siebie i spokojne wśród wymierzonych doń czemprędzej strzelb. W jego dużych oczach, któremi obracał na wszystkie strony, odbijała się jakby pogarda. Słyszałem wiele o tym królu zwierząt, a jeszcze więcej czytałem, ale widziałem tylko kilka sztuk w menażeryach i ogrodach zoologicznych. Żaden z nich jednak nie dałby się porównać z tym potężnym sidi-el-salssali, którego widok przeszedł wszelkie moje oczekiwania. Ta pełna charakteru głowa, o Wysokiem i szerokiem czole, chwiejąca się jakby pod wpływem zdziwienia z powodu zuchwalstwa Arabów, ten nieugięty kark, ten krótki szeroki grzbiet, potężne boki i łapy, po których było poznać, że jedno ich uderzenie wystarczy, aby wołu powalić, to groźne otwieranie chrapów, to wszystko skojarzyła tu natura, aby przedstawić dziką fizyczną siłę. Lew podniósł głowę i dobył owych straszliwych tonów, z powodu których syn pustyni nazywa go „panem trzęsienia ziemi“, a przed którymi, jak mówi poeta, umyka w przerażeniu człowiek i wszelkie zwierzę.