Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/74

Ta strona została przepisana.

się sęp brodaty. Przypatrywał on się ostatniej walce wędrowca, lecz w powolnej linii spiralnej odlatuje w dal. Wie, że ławica pochłonie swą ofiarę zupełnie i nie dopuści go do udziału w zdobyczy.
Taką jest Bab-el-Ghud. Kto zapuszcza się między jej skały i fale piasczyste, tego zmuszają chyba jakieś niezwykłe powody.
A jednak znajdują się dzikie osobniki, które nie lękają się tych niebezpieczeństw, czerpiąc odwagę w strasznem ed dem b’ed dem — en nefs b’en nefs, oko za oko, ząb za ząb, krew za krew. Obok prawa gościnności jest krwawa zemsta pierwszem prawem pustyni, a chociaż trafia się między pokrewnemi plemionami, że za mord płaci się diyeh, cenę krwi, to nie zdarza się to nigdy, jeśli zbrodnię popełni członek obcego lub wrogiego narodu. W takim wypadku domaga się wina krwawego odwetu, który przenosi się tu i tam, dopóki wkońcu nie obejmie całych szczepów i nie doprowadzi do otwartej lub ukrytej rzezi, jakich widownią jest Bab-el-Ghud między Tuaregami a Tebu. Tu prawo krwi jest mocniejsze od przyrody, wysilającej się na wszelkie okropności celem rozdzielenia nieprzyjaciół. Te okropności właśnie nadają wrogim występom takiej grozy, że walki dzikich hord indyańskich nie dorównywają im pod tym względem.
Od ostatniej naszej przygody upłynęło kilka tygodni. W tym czasie okazał się Hassan rzeczywiście doskonałym przewodnikiem, a ta okoliczność pogodziła mnie poniekąd z brakiem odwagi u niego. Nietylko znał on dobrze drogi, lecz umiał także tak wszystko zarządzić, że dotychczas niczego nam nie brakło i nie ponieśliśmy żadnej szkody. Jego przywiązanie do mojej osoby zwiększyło się bardzo, byłbym mu nawet zupełnie zaufał, gdyby nie nadzwyczajne jakieś, trwożne podniecenie, na które cierpiał od pewnego czasu co rano. Siadał wtenczas na swej rogóżce, z której niepodobna było go ściągnąć, płakał, szlochał, śmiał się i cieszył, nazywał siebie bohaterem, to znów mazgajem,