Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/80

Ta strona została przepisana.

do dżehenny, gdyż, jeśli moja ręka za krótka, to ty go ugodzisz, ty i sidi Emir, którego nazywają Behluwan-bej, dusiciel zbójów.
— Gdzie spotkałeś sidi Emira?
— Przy źródle Khoohl, gdzie kula jego zabiła trzech Hedżanów, noszących śmiertelny znak.
— Kto był z nim?
— Sługa i przewodnik. Czy nie znalazłeś po drodze trupów z przestrzelonem czołem: jeźdźców i zwierząt?
— Znalazłem.
— To sidi Emir, Behluwan-bej, pozbawił ich życia. Kula jego jest, jak gniew Allaha; nie chybia nigdy celu. Hedżan-bej i jego gum znają tę rusznicę. Przeklinają sidi Emira, ale spokojny pasterz wspomina go ze słowem błogosławieństwa na ustach. On jeździ po ethar[1] rozbójników, a oni chcą go schwytać i zabić, lecz Bóg jego jest potężny, jak Allah, robi go niewidzialnym i strzeże przed wszelkiem niebezpieczeństwem. W każdej uah rozbrzmiewa jego chwała, nad każdem bir dźwięczy jego sława; pustynia dumna jest z jego imienia, a powietrze roznosi blask jego czynów. On jest sędzią grzesznika i ochroną sprawiedliwych; on przybywa i odchodzi, a nikt nie wie, skąd i dokąd. Ja jednak zawiodę cię do niego, ażeby imię twoje tak urosło, jak jego.
Był to prawdziwy hymn na cześć dzielnego Emery Bothwella! Ten Tebu był w każdym razie odważniejszy od Hassana, mogłem więc bez obawy powierzyć się jego przewodnictwu.
— Jak daleko jeszcze do Bab-el-Ghud? — spytałem.
— Dzień, a potem jeszcze jeden dzień. Gdy potem na wschód padnie cień twój, trzy razy dłuższy od twojej stopy, uklęknie twój biszarin pod Bab-el-Hadżar[2], iżbyś wypoczął w cieniu.

Mieszkaniec pustyni nie zna kompasu, ani zegarka.

  1. Tropach.
  2. Bramą kamieni.