każdy z nas kolejno czuwał nad bezpieczeństwem naszego życia. Hassan wyprosił sobie, jak zwykle, ostatnią straż. Nadzieja rychłego spotkania się z Emerym zbudziła mnie już wcześnie ze snu. Wstawszy, wyszedłem z namiotu, aby z worka wziąć garść wody i umyć się.
Naraz uderzył mnie szczególny widok. Przy zdjętych ze zwierząt jukach siedział plecyma do mnie długi Kubaszi z ferkah en Nurab, trzymając przy ustach baryłkę ze spirytusem. Ta baryłka, owinięta troskliwie plecionką łykową, służyła mi do przechowywania okazów, przeznaczonych do zbiorów przyrodniczych. Oprócz owadów znajdowały się tam wszelkiego rodzaju płazy, żmije, niedźwiadki, traszki stepowe, żaby z birketów, a teraz siedział Hassan, prawdziwy muzułmanin, na ziemi, rozkoszując się sosem, w którym te stworzenia pływały, jak gdyby się raczył olimpijskim nektarem. Poznałem też odrazu, że nie była to pierwsza jego libacya ofiarna, ponieważ musiał dobrze podnosić baryłkę, aby jeszcze kilka kropel wysączyć przez dziurkę od czopa. Teraz dopiero zrozumiałem, jakiego rodzaju było to obłąkanie, na które zdawał się cierpieć w ostatnich czasach. Poczciwy Hassan poprostu upijał się nadmiernie.
Podszedłszy skrycie do niego, uderzyłem go ręką po ramieniu. On upuścił ze strachu baryłkę i zerwał się na równe nogi.
— Co tu robisz?
— Piję, sidi! — rzekł zupełnie oszołomiony tą niespodzianką.
— A co pijesz?
— Ma-el-cat.
Muzułmanie, używający pokryjomu wina i napojów wyskokowych, chrzczą je rozmaitemi nazwami, aby uspokoić swoje sumienie. Wedle ich logiki wino przestaje być winem, jeśli się inaczej nazywa.
— Ma-el-cat, woda opatrzności? Kto ci podał tę nazwę napoju, znajdującego się w tem naczyniu?
— Ja go znam, sidi. Gdy ludzie byli niegdyś smutni, spuściła Opatrzność nukthę, kroplę rozwese-
Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/84
Ta strona została przepisana.