Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/91

Ta strona została przepisana.

— Zsiadaj z dżemela, giaurze, gdyż zanim zdołasz polecić duszę Bogu, porwie cię szejtan w powietrze!
Naciągnął kurek. Dzielny Tebu stanął tuż obok mnie i pochwycił włócznię, aby mnie bronić. Teraz mogłem spróbować mocy anaji, którą otrzymałem nad Birket el fehlate. Khabir poznał mego biszarina, musiał więc także znać tego, który mi go podarował. Nadto zauważyłem u niego, jakoteż u szecha-el-dżemali zdradzieckie litery: A. L., które wyjaśniły mi resztę.
Wyciągnąłem koral i pokazałem mu.
— Schowaj broń, bo szejtan dostanie twoją duszę, nie moją! Posłuchasz, czy nie?
Arab przeraził się niezmiernie.
— Allah akbar, Bóg jest wielki, sidi, a ty pozostajesz pod osłoną większą, aniżeli potęga szatana. Widzę, że mówisz prawdę. Ty ocaliłeś nieznanego z lwiej paszczy i dostałeś za to jego hedżina. Chodź z nami, dokąd ci się spodoba!
Tego sobie właśnie życzyłem. To pozwolenie robiło mnie członkiem karawany, a zarazem dawało mi prawo mówić i działać dla jej dobra przeciw khabirowi.
— To jedź dalej! Moi słudzy nas dościgną.
— Ilu służących masz z sobą, sidi? — zapytał znów podejrzliwie.
— Dwu oprócz tego. Oni byli przytem, jak zabiłem pana trzęsienia ziemi. Skoro nadjadą, zobaczysz jego skórę i skóry dwu panter, które moja kula dosięgła.
— Co robisz na pustyni?
— Chcę zabić assad-beja i pomówić jeszcze z innymi bejami.
Zadowolony tą odpowiedzią, dał znak, by ruszono w dalszą drogę. Ja wraz z Tebu trzymałem się na końcu powoli posuwającego się pochodu.
— Allah kerihm, Bóg jest łaskaw, sidi. On chroni wiernych. Ty jednak jesteś chrześcijaninem i narażasz, swe życie, chociaż Allah nie użycza ci pomocy.
— Allah nie jest potężniejszy od mego Boga, który