Strona:Karol May - Pomarańcze i daktyle.djvu/94

Ta strona została przepisana.

— Czyż on ci nie powiedział, że jest dwu Hedżanbejów, sidi, i że są braćmi?
Oto tajemnica, dzięki której rozbójnik mógł z taką szybkością wychylać się w różnych stronach! Miałem już jednego brata w mojej mocy, ale ten mi się wymknął. Drugiego musiałem za to tem pewniej dostać w swe ręce.
— Nie mieliśmy czasu na wiele słów — odrzekłem. — Czy bej wie, gdzie spotka kaffilę?
— Czeka na nią już od kilku dni. Skoro tylko wszyscy zasną, przyjdzie, aby dowiedzieć się odemnie, ilu ludzi liczy kaffila. Gum jest silna, sidi, i nie spodziewa się oporu. Może jednak nadejść nieprzyjaciel, silniejszy od wszelkiego niebezpieczeństwa. Czy przeciwko tem u użyczysz nam swojej ręki?
— Ręka moja należy zawsze do moich przyjaciół — odparłem dwuznacznie.
— Któż jest ten straszny nieprzyjaciel?
— To Behluwan-bej. Słyszałeś o nim, sidi?
— Kto to jest?
— Tego nikt nie wie. Jedź przez Serir, przez Bab-el-Ghud, krainę ławic, przez Sahel, a wszędzie zobaczysz kości naszych, których dosięgła jego kula. On znajduje się wszędzie, a jednak nikt go nie widzi. Jego dżemel ma ośm nóg i cztery skrzydła, jest rączy, jak błyskawica i nie zostawia śladów za sobą. Behluwan-bej nie potrzebuje jadła, ani napoju, a mimo to jest olbrzymem, gdyż ciało jego ma wysokość trzech ludzi. To szejtan, to upiorny anioł Eblis, który nie chciał się poddać Adamowi, a teraz przebywa na ziemi, by mordować dusze wiernych.
Bawiło mnie to, że takiemi własnościami wyposażyły zacnego „Englishmana“ zabobon i nieczyste sumienie Arabów, jednak nie starałem się ani słowem zwalczać tych zapatrywań. Nazwa Behluwan-bej, „najwyższy z bohaterów“, dowodziła dostatecznie, jakie poważanie zdobył sobie Emery u mieszkańców pustyni.
— Czy sądzisz, że on się zjawi? spytałem.
— Nie wiem. On zbliża się, skoro tylko dostanie kulę, ulaną w dżehennie. Zna on każde zwierzę i każ-